Przeważnie kiedy usłyszę jakąś nową nazwę zespołu w związku z wydaniem krążka, staram
się posłuchać poprzednich produkcji. O Gorgasm słyszałem dużo wcześniej, ale zawsze
towarzyszyło ich muzyce lekkie skrzywienie. Nie podobało mi się to zbytnio, więc i po
nowej produkcji Amerykanów nie spodziewałem się niczego wielkiego. Jakież było moje
zdziwienie, gdy wertując zasoby sieci odkryłem, iż rzeczony Gorgasm pochodzi z
...Francji. Zupełna nowość dla moich spragnionych muzyki uszu. Zdziwienie osiągnęło
punkt kulminacyjny w momencie odsłuchu próbek zamieszczonych na ich stronie webowej.
Czegoś takiego się nie spodziewałem. Ale po kolei.
Prócz nazwy, francuski Gorgasm kolosalnie różni się od amerykańskiego, mimo że oba reprezentują muzykę w jakiś sposób ekstremalną. Ale jak mawiają starzy górale ekstrema ekstremie nierówna, więc w sumie nie dziwota. Przede wszystkim Francuzi zaskakują jakością wykonywanej muzyki. Śmiało mozna nazwać ten zespół technicznym death metalem. Tylko w jaki sposób technicznym? Death, Atheist, Cynic, Pestilence? Na pewno jakieś echa tych grup są słyszalne, ale nie ośmielę się dokonać choćby próby jednoznacznego porównania. Wiadomo, iż jak zespół decyduje się na ten właśnie rodzaj muzyki to musi bez dwóch zdań czerpać z w/w wzorców. No chyba że chce wymyśleć jakąś nową odmianę technicznego wyziewu, a takie też się jeszcze zdarzają. Gorgasm tego nie robi, natomiast zaskakuje nieszablonowymi rozwiązaniami, znakomitą melodyką oraz wspomnianymi wysokimi umiejętnościami technicznymi. W ich muzyce nadspodziewanie wiele sie dzieje. Mamy tu więc zróznicowanie dynamiczne i 'szybkościowe', częste zmany rytmiki, dużo partii solowych gitar, nieźle zarysowany bas (szczególnie podoba mi się w Gutting Job), połamane podziały perkusyjne a nad wszystkim króluje bardzo ciekawy koncept melodyczny. Francuzi nie boją się kombinować, czego przykład mamy chociażby we wspomnianym Gutting Job czy Rusted Nails Attack. Mimo że te konkretne kawałki jak i cała reszta są ultra-melodyjne to nie tracą nic ze swojej brutalności, która dodatkowo jest podkreślona wokalem. A ten może być niestety ciężkostrawny dla większości słuchaczy, którym gatunek gore-grind jest zupełnie obcy. Nie od parady wspominam o gore-grindzie, bowiem wokalnie Gorgasm jest najbliżej tej stylistyki. Głebokie bulgotanie jak dla mnie wyśmienicie pasuje do dynamicznej i wykręconej muzy. Jednakże trzeba mieć choć odrobinę dystansu, żeby na pierwsze dźwięki 'głosowe' nie splunąć z niesmakiem. Po chwili dochodzi się jednak do wniosku, że inne linie wokalne by tu po prostu nie pasowały. Trzeba wziąć Gorgasmowe bulgoty za stan faktyczny i skomponować je z muzyką, co okazuje się niezmiernie proste. A co dziwniejsze, wszystko pasuje jak ulał.
Kolejną rzeczą, która w dzisiejszych czasach jest dość trudna do osiągnięcia to fakt, iż płyta jest niesłychanie spójna. Nie ma kawłka który obniża poziom krązka, wszystkie są bardzo dobre, ciekawe od strony melodycznej i aranżacyjnej, nie ma się absolutnie wrażenia że każdy kawałek jest taki sam. Po wielokrotnym przesłuchaniu można się złapać na nuceniu kawałków Gorgasm pod nosem. Fajne harmonie, interesujące zagrywki oraz bardzo porządne, zagrane z głową solówki decydują przede wszystkim o niebywałej atrakcyjności Neurotripsicks. A to przecież dopiero debiut, aż się boję co Francuzi przygotują na nowym albumie. Narazie cieszę się że w końcu, po wielu miesiącach oczekiwania, płyta się ukazała. Powinna nieźle namieszać we współczesnym technicznym acz brutalnym graniu. O ile tylko zostanie należycie doceniona.