ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Acacia Strain ─ 3750 w serwisie ArtRock.pl

Acacia Strain — 3750

 
wydawnictwo: Prosthetic Records 2004
 
1.Carbomb (1:17)/ 2.Brown Noise (3:11)/ 3.3750 (2:30)/ 4.Smoke Ya Later (4:10)/ 5.Extreme Wrath of the Jhiaxus (1:32)/ 6.Drawn and Quartered (2:17)/ 7.Passing the Pencil Test (2:58)/ 8.Halcyon (2:51)/ 9.Sunpoison and Skin Cancer (8:30)
 
Całkowity czas: 29:16
skład:
Vincent Bennett—vocals, Seth Coleman—bass, Daniel Daponde—guitar, Christopher Daniele—guitar, Daniel Laskeiwitz—guitar, Mark Castillo—drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 3, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
29.10.2004
(Gość)

Acacia Strain — 3750

Zostałem zmiażdżony. Wielokrotnie. I obawiam się, że się szybko nie podniosę. Każdy kto doświadczy muzyki szóstki Amerykanów (w tym przynajmniej jeden wygląda jakby miał polskie korzenie) może oczekiwać podobnych wrażeń, ostrzegam lojalnie. Obok tej kapeli po prostu nie da się przejść obojętnie, mimo że przecież wokół nas jest mnóstwo muzyki. Dlaczego więc jakiś mało znany zespół wywołuje tyle emocji? Od początku.

Czarny layout płyty plus dziwaczny tytuł zachęcają do zapoznania się z zawartością. Płyta ląduje w odtwarzaczu i zaczyna się...jatka. Kilka ton dźwięku zwala się na głowę od samego startu, wprawiając w osłupienie nawet najbardziej wyrobionych zwolenników ciężkich brzmień. Mogę z całym przekonaniem stwierdzić, iż coś tak potężnego nie zdarza się często. Mimo że słyszałem już całkiem sporo płyt metalowych, to The Acacia Strain zaskoczyła mnie swoją jakością, zapraszając do samej esencji metalowego grania. Brzmienie trzeciej płyty tego zespołu jest POTWORNE. Ciężar do kwadratu albo innych potęg n-tych. A to wszystko dzięki trzem gitarom, zestrojonym tak nisko, że chyba niżej się nie da. Do tego dochodzi potężny bas, znakomita, perkusja i wokalny metalcore'owy jad i agresja. Słowa nie oddadzą potęgi brzmieniowej tej płyty - to trzeba po prostu usłyszeć. Inaczej można tylko stuknąć się w głowę i pomyśleć że cudów nie ma. A jednak się zdarzają. Rwane, powolne riffy przetaczają się po słuchaczu z siłą ultra-ciężkiego walca doprowadzając do tego, że cisza między kawałkami staje się wręcz nieznośna, że zmysły zaczynają wołać o więcej dźwięku. I tylko 29 minut. Wyśmienitych minut obłędnie przygniatającego, majestatycznego wręcz grania o bardzo wyśrubowanej jakości. Cała ta muzyka wywodzi się generalnie od metalcore'a, ale o dziwo nie znajdą się tu bardzo szybkie jazdy, tak charakterystyczne dla tego gatunku. Cały czas praktycznie grupa oscyluje w granicach powolnego, przysadzistego tempa, wręcz doomowego. Dziwne? Bez dwóch zdań oryginalne podejście do grania. Pojawiające się gdzieniegdzie przyspieszenia (Drawn and Quartered - zabójczy numer) absolutnie porywają. Ciężko jest się wręcz powstrzymać przed jakimś obłędnym transowym tańcem wszystkich zmysłów i ciała. Totalny dźwiękowy armagedon. Ten krążek nie zostawia na słuchaczu suchej nitki. I mimo iż nie ma tu tak naprawdę jakichś bardzo chwytliwych melodii, płyta jest znakomita. Wynika to przede wszystkim z olbrzymiej wręcz ilości czadu i jakiejś pierwotnej mocy, którą można by obdzielić przynajmniej jeszcze kilka innych krążków. Jest tu jednak miejsce i na mały oddech. Pojawiają się gitary klasyczne (Halcyon), dając chwilę wytchnienia przed ostatecznym apogeum. Tornado powraca by dokończyć dzieło zniszczenia (Sunpoison and Skin Cancer). Esencja metalu? Jak najbardziej. A na pewno mieszanina core'a, doom, death, stoner i czego się tam jeszcze chce. Jedno jest pewne. Płyta zabija, jest po prostu wyśmienita. Krótko. Ale za to jak treściwie. Znakomita rzecz.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.