ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Maple Verse, The ─ Prove Me Wrong  w serwisie ArtRock.pl

Maple Verse, The — Prove Me Wrong

 
wydawnictwo: Music and More Records 2022
 
1. Sounds and Voices [5:47]
2. Invasion [4:42]
3. Just a Bit [4:20]
4. Periodic Wind [4:38]
5. Remnants of a Sacred Past [8:20]
6. Visions [4:06]
7. A Midnight Contemplation [7:25]
8. Fall and Ascend [3:23]
9. Human Ways [3:57]

10. Cascading Down (bonus) [5:32]
 
Całkowity czas: 52:15
skład:
Bartek Kosiński – vocals, piano, keyboards, bass
Mateusz Jagiełło – electric guitar, acoustic guitar, keyboards
Filip Przybyła – electric guitar
Jake Aubrey - drums
Finn Froome - Lewis – cello

Jack David Newton - string arrangements
Hatty Haynes, Anna Brigham, Darius Thompson, Gemma Sharples, Edward McCullagh, Valeria Pozzo⁠ - violins
Francesca Gilbert, Charlie Cross, Joseph Fisher⁠ - violas
Anna Menzies, Maya Kashif⁠ - cellos
Micaela Carballo - conductor
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
21.12.2022
(Gość)

Maple Verse, The — Prove Me Wrong

Rock progresywny - chyba najniewdzięczniejsze poletko muzyki rockowej, jakie może zdecydować się uprawiać młody artysta. Toż to nawet nie ma, przynajmniej teoretycznie, ŻADNYCH ram gatunkowych! Niby super prawda? Niczym nieograniczone możliwości mieszania stylów, łączenia  szablonów, pozornie mega odległych światów. Z drugiej strony, całe zastępy twórców robiły to już przez dekady w, zdawałoby się, każdej możliwej konfiguracji. "Wszystkie dźwięki zostały już zagrane wcześniej, dokładnie w tej samej kolejności" - ironizował nie tak dawno temu Rikard Sjöblom na płycie Beardfish. No i grupa docelowa odbiorców! To dopiero jest wyzwanie! Prawdziwie dwugłowa hydra! Ludzie inteligentni, muzyczni erudyci, o szokująco eklektycznych i szerokich gustach, którzy jednocześnie oczekują kłaniania się tradycji i osadzenia nowej muzyki w istniejącym już katalogu amalgamatów wpływów, z nierzadko bezkrytycznym przywiązaniem do sprawdzonych marek. Masz więc arogancki debiutancie absolutną dowolność uchylania furtek... pod warunkiem, że ktoś już te furtki przed tobą wcześniej uchylił. Możesz eksperymentować, byle nie za odważnie, inspirować się i kłaniać, tak by brzmiało to jednocześnie znajomo, ale i świeżo. Ale uważaj! Granica oskarżenia o pozbawione inspiracji kopiowanie jest niezwykle cienka. Zaraz pojawią się złośliwości - rock regresywny, sztampa, zjadanie cudzego ogona.

Jak zatem przez ten labirynt śmiertelnych pułapek przeszedł Bartek Kosiński, startujący po 6 latach poszukiwań z - jak sam to podkreśla - NAJważniejszym projektem w swojej karierze, który ma stanowić ukoronowanie zdobytych, między innymi w nieanonimowym na polskiej scenie Pinn Dropp, doświadczeń? Niczym mityczny Tezeusz... a może i lepiej? Minotaura moich oczekiwań, w każdym razie, zmiażdżył. Nie był to co prawda zbyt okazały potwór do pokonania. Kojarzyłem Bartka ze wspomnianego już Pinn Dropp, którego przyznaję szczerze, zbyt wysoko nie cenię. Tym przyjemniejszym rozczarowaniem jest dla mnie ta płyta, która staje niczym samotna skała na oceanie nijakości, jaki stanowi dla mnie rock progresywny, szczególnie rodzimy, w ostatnich latach. Skała goszcząca syrenę autentycznego, niewymuszonego piękna. Jej 52-minutowy śpiew wlewa nadzieję na początek chwalebnej drogi Klonowych Wersów.

Zacznijmy od aspektów technicznych. "Prove Me Wrong" jest wyprodukowane po prostu doskonale. Rolę prawdziwej „gwiazdy” gra zwłaszcza fenomenalny miks, uwypuklający zalety materiału i równo rozkładający akcenty między fragmenty bardziej intymne, w tym absolutnie genialne partie smyczkowe, wykonywane przez żywych muzyków, a rytmiczno/gitarowo/klawiszowe łamańce. Każdy aspekt dźwiękowy jest dopracowany w najdrobniejszym szczególe, a ów pietyzm podkreśla odrzucenie drogi na skróty i niekorzystanie z sampli tam gdzie nie jest to bezwzględnie konieczne. Poszczególne ścieżki były nagrywane w aż czterech różnych studiach, w tym w The Barn Studio w brytyjskim Bath. Kosiński od pewnego czasu mieszka na stałe w Wielkiej Brytanii. Myślę, że bliskie sąsiedztwo tegoż właśnie miejsca, z rezydencją pewnego byłego muzyka legendarnego Genesis, miało niebagatelny wpływ na kreatywność artysty.

Wykonawczo Bartek daje nam się na tym albumie niejako odkryć na nowo. Mimo iż jest on multiinstrumentalistą, to przecież znamy go najlepiej jako klawiszowca. Tymczasem tutaj najjaśniej świeci w partiach... basu. Przywodzą one na myśl, z jednej strony, Geddy'ego Lee z Rush, z drugiej zaś Doug'a Pinnick'a z King's X. Świetna robota! Współpraca z zasiadającym za bębnami kolegą z Pinn Dropp również prezentuje się nader smakowicie i partie perkusji stanowią kolejny element tego materiału, który należy pochwalić. Wokalnie kolejny raz nie ma się do czego przyczepić. Kosiński nie dysponuje jakimiś oszałamiającymi warunkami, ani rozpoznawalną barwą, ma za to nienaganny angielski i "Prove Me Wrong" dowodzi, że jeśli taki głos odpowiednio wyprodukować i opakować efektami, dostajemy naprawdę dobry, ciepły i przyjemnie miękki wokal, który wzbogaca każdą kompozycję. Miejscami brzmi nieco jak Mariusz Duda w Lunatic Soul ("Sounds and Voices"), innym razem do złudzenia przypomina łagodniejsze wcielenie Rossa Jenningsa z Haken ("Invasion"), ale głównie pozostaje sobą. Takim sobą jakiego ja chętnie bym widział, a raczej słyszał, u boku Alana Parsonsa w miejscu nieodżałowanego Erica Woolfsona.

Ględzisz i ględzisz, chwalisz i chwalisz, ale... Co to The Maple Verse zasadniczo gra? Już spieszę z odpowiedzią – no… rock progresywny właśnie! Taki jakim go opisałem we wstępie. Z całym pozytywnym, jak i negatywnym dobrodziejstwem inwentarza. Są więc i znajome patenty zapraszane przez szeroko otwarte drzwi do klasyki. Mnóstwo kompozycji oscyluje strukturalnie wokół ostatnich płyt Kansas ("Periodic Wind"," Remnants of a Sacred Past"). Nie brak czerpania z własnego DNA, nie tylko za sprawą gościnnego udziału gitary i perkusji z Pinn Dropp, co automatycznie wprowadza również pierwiastek Rush w partiach kombinowanych ("Fall and Ascend" będące rozwinięciem świetnego motywu z drugiej części kawałka otwierającego). Utwory są jednak o wiele lepiej przemyślane i skomponowane, niż te warszawskiej formacji. Elementami odświeżającymi formułę są głównie doskonałe partie smyczkowe, w klimacie czeskiej Apathei, oraz singer/songwriterskie art popowe intra, często kojarzące się, również za sprawą melodyki linii wokalnych, z Alan Parsons Project, ale przełamane pierwiastkiem alternatywnym, najczęściej poprzez zastosowanie efektów dźwiękowych, co z kolei kieruje skojarzenia w kierunku Lo-Fi Resistance i King's X. Modelowym wręcz przykładem takowej kompozycji jest, poniekąd tytułowe, "A Midnight Contemplation", będące niejako "Prove Me Wrong" w pigułce, ze świetnym tekstem dotykającym wyobcowania młodego, wrażliwego człowieka w rozpędzonej i obcej współczesności.

A zatem kuchnia fussion na całego! Znane smaki połączone na nowo, według wrażliwości kucharza tak, że dają świeżo i ekscytująco smakujące danie. Nic tylko nabywać, smakować, delektować się i czekać na więcej tak pięknych strumieni świadomości z kreatywnego umysłu Bartka Kosińskiego. The Maple Verse - jesteś na moim radarze.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.