Drobny problem mam z tym koncertowym wydawnictwem Steve’a Hacketta. Bo mam wrażenie, że ten legendarny gitarzysta Genesis i także znakomity twórca solowy zaczął się ostatnimi laty mocno rozdrabniać wypuszczając koncertówki na pęczki. Do tego zwykle z nazwą zacnej sali w tytule i identyczną szatą graficzną – pisaną kursywą nazwą na czarnym pasku i spektakularną koncertową fotką. Gdy w 2013 roku wpadło w moje ręce wydawnictwo Genesis Revisited: Live at Hammersmith, czułem się jakbym złapał Boga za nogi. Ale już rok później pojawiło się Genesis Revisited: Live at The Royal Albert Hall, w 2016 roku The Total Experience - Live In Liverpool, w 2018 roku Wuthering Nights: Live in Birmingham, po czym za chwilę Genesis Revisited Band & Orchestra: Live at the Royal Festival Hall (2019) no i teraz wreszcie Selling England by the Pound & Spectral Mornings: Live at Hammersmith. Przyznam otwarcie, że ja się już w tym troszkę pogubiłem, tym bardziej, że na każdym z tych wydawnictw artysta szeroko wracał/wraca do Genesisowej spuścizny. Efekt jest tego taki, że mnóstwo z granych tu rzeczy - zarówno jego solowych, jak i tych z Genesis – pojawiło się już wcześniej na wspomnianych wydawnictwach DVD w ostatniej dekadzie. Można zatem zapytać: po co? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie, przejdźmy tymczasem do samej zawartości Selling England by the Pound & Spectral Mornings: Live at Hammersmith.
I tu w zasadzie mogą być same superlatywy. Zarejestrowano tu koncert, który zespół Steve’a Hacketta dał 29 listopada 2019 roku w wyprzedanej do ostatniego miejsca londyńskiej sali Hammersmith Apollo (zwanej dziś Eventim Apollo). Artysta podczas trasy wykonywał wówczas w całości klasyczny album Genesis Selling England by the Pound oraz, z okazji 40 – lecia wydania, spore fragmenty swojego solowego albumu z 1979 roku, świetnego Spectral Mornings. Poza tym pojawiły się trzy kompozycje z wydanego w 2019 roku solowego albumu Hacketta, At the Edge of Light (Under the Eye of the Sun, Fallen Walls and Pedestals, Beasts in Our Time).
I to właśnie te dwie płyty dominują w pierwszej części koncertu rozpoczętego od kapitalnego wykonania Every Day. To w nim prezentuje się gościnnie na scenie Amanda Lehmann, która śpiewa i gra na gitarze. W tej części występu pojawia się też brat Steve’a Hacketta, John, grający na flecie w dwóch utworach. W drugiej części dostajemy już pełne wykonanie wydanego w 1973 roku Selling England by the Pound, albumu który pewnie zabrałbym na bezludną wyspę. Bezwzględna klasyka progresywnego rocka, która wciąż fascynuje, zachwyca swoimi barwami i wzrusza. Znam na tej płycie praktycznie każdy dźwięk na pamięć a mimo to wciąż jej słuchanie sprawia mi przyjemność. No bo choćby trudno przejść obojętnie obok – nawet słuchanej po raz tysięczny – jednej z dwóch najpiękniejszych gitarowych solówek w historii rocka w Firth of Fifth. A poza tym kapitalni muzycy wykonują materiał z ogromnym pietyzmem ale i luzem. Nad Sylvan z Gabrielowskim głosem wcale nie sprawia wrażenia naśladowcy. Bóg dał mu taką barwę i… cóż ma zrobić? Blundell jest świetnie technicznie grającym bębniarzem z fajnym czuciem (polecam jego solo w Clocks - The Angel of Mons) a znany z The Flower Kings Jonas Reingold okazuje się nie tylko wprawnym basistą ale i niezwykle subtelnie grającym gitarzystą. Warto zauważyć, że zespół wprowadza do kompozycji wiele aranżacyjnych zmian i detali. Wystarczy posłuchać I Know What I Like (In Your Wardrobe) z solowymi improwizacjami na saksofonie i flecie Roba Townsenda. Ten ostatni gra ponadto piękne unisono z Hackettem w After the Ordeal. Cudnym smaczkiem jest wykonane, już po odegraniu płyty, Deja Vu, kompozycji oryginalnie napisanej przez Hacketta i Gabriela podczas sesji Selling England by the Pound, która później znalazła się na Hackettowskim Genesis Revisited. A na sam finisz, w dwóch ostatnich kompozycjach, muzycy nokautują powrotem do innego ważnego rozdziału w historii Genesis, A Trick of the Tail.
Wszystko jest ładnie sfilmowane przy użyciu bodajże dziesięciu kamer, zacnie też i selektywnie słychać. Na koniec trochę matematyki: „dycha” za materiał, wykonawstwo, dramaturgię i emocje, „piątka” za to że to już jednak „album jakich wiele” w ich wykonaniu. Średnia wychodzi 7,5… plus 0,5 za zasługi :)). „Bardzo dobra pozycja, mocno polecana”.