VEN to solowy projekt Marcina Łuczyńskiego, doświadczonego instrumentalisty, kompozytora, aranżera i producenta, który ma za sobą współpracę między innymi z Piotrem Banachem (Hey, Indios Bravos), Arturem Szolcem (Annalist, Music Inspired By…) czy Pawłem Czekałą (The Analogs). Łuczyński specjalizuje się w elektronicznej muzyce instrumentalnej i jak podkreśla, wpływ na jego warsztat muzyczny mieli tacy artyści jak Ray Manzarek, Keith Emerson, Joe Zawinul, Chick Corea i Vangelis.
Na Desert nie usłyszymy jednak utworów w oczywisty sposób inspirowanych twórczością tych muzyków, no może poza Vangelisem, którego słychać ewidentnie np. w Childhood. Za pomocą takich instrumentów jak Nord Lead a1, Korg Krome ex, Korg Wavestate i Behringer Deepmind 12 artysta tworzy świat muzyki niezwykle ilustracyjnej, przestrzennej i przede wszystkim bardzo melodyjnej. Sam zresztą podkreśla, że elektronika bez harmonii, melodii i brzmienia jest tylko sekwencją generowaną przez urządzenia.
Poszczególne kompozycje mają przemyślaną strukturę i są ciekawie zaaranżowane. Przewodnim ich motywem są często wyraziste solowe partie instrumentalne położone na przestrzennych tłach. VEN dobrze czuje się zarówno w utworach szybszych, takich jak Miami czy The Sailors, jak i klimatycznych (Find, Childhood, Garden). Wspomniany Miami zaskakuje zresztą swoją tanecznością, by nie powiedzieć „dyskotekowością”. Z kolei The Sailors nawiązuje do mistrzów space rockowych odjazdów z Ozric Tentacles. Jest transowy, lekko psychodeliczny i właśnie space’owy. Pewną kosmiczność przynosi także tytułowy Desert, choć tytuł może sugerować bardziej ciepłe klimaty.
Muzyka VENa nie jest oczywiście zaskakująca, wyjątkowo oryginalna czy poszukująca bardziej awangardowych rozwiązań. Artysta operuje w bezpiecznych rewirach elektronicznej stylistyki. A jednak to co proponuje ma ciekawe, dość naturalne brzmienie, wcale nie odhumanizowane, a całość jest bardzo przystępna (nawet dla raczkującego w elektronice), choć nie banalna. Zasłużona siódemka. Dobry, zasługujący na uwagę album (mimo nieefektownej okładki, która nie oddaje kolorytu muzyki i mi się po prostu nie podoba).