ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Have A Nice Life ─ Sea Of Worry  w serwisie ArtRock.pl

Have A Nice Life — Sea Of Worry

 
wydawnictwo: Enemieslist 2019
 
1. Sea of Worry 4:40
2. Dracula Bells 7:44
3. Science Beat 5:35
4. Trespassers W 4:49
5. Everything We Forget 4:12
6. Lords of Tresserhorn 6:07
7. Destinos 13:12
 
skład:
Dan Barrett
Tim Macuga
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
14.11.2019
(Gość)

Have A Nice Life — Sea Of Worry

Jednym z najważniejszych muzycznych wydarzeń 2019 chyba bez wątpienia jest premiera nowego studyjnego albumu Have A Nice Life. Dlaczego? Wystarczy powiedzieć: bo są wielcy i już. Są genialnym zespołem, jednym z najciekawszych tego stulecia. W ramach jednak bardziej obiektywnego argumentu sięgnę po daty. Zespół powstał w 2000 roku. Debiutanki longplay „Deathconsciousness” wydał w 2008, zbierając bardzo pozytywne recenzje – faktycznie możliwe, że jest ich najlepszym. Drugi ukazał się dopiero w 2014. Nosił tytuł „The Unnatural World” i również poziom znajdował się przy kresce „geniusz” i „blowing up your fuckin’ mind”. Natomiast trzeci ujrzał światło dzienne dopiero w ubiegły piątek. „Sea of Worry” jest efektem pracy nawet ponad pięciu lat, bo taki „Trespassers W” pochodzi z ich pierwszego demo, a „Destinos” z EP-ki „Voids” z 2010.

W zasadzie to nie ma powodów do zawodu. „Sea of Worry” na pewno nie jest albumem lepszym od pozostałych dwóch w dyskografii HANL, ale też nie ustępuje im w sposób boleśnie znaczny (niemniej jednak to robi). To dalej unikatowy, genialny zespół, który w studiu po prostu czaruje dźwiękiem, dając nam brzmienia, o jakich „nie śniło się waszym filozofom”. Przede wszystkim, SoW jest zdecydowanie łagodniejszy, milszy dla ucha. Poprzednie kładły większy nacisk na wgniatający industrial i drone. Ta ma więcej post-punku, post-rocka i shoegaze’u.

„Sea of Worry” da się podzielić na dwie części. Na pierwszą składają się cztery utwory oscylujące w tych „lżejszych klimatach”, więcej post-punkowego i shoegaze’owego grania. To pogrzebanie świata z przytupem. Interludium stanowi „Everything We Forget” i zaczyna tę mniej przystępną, a bardziej eksperymentalną część przypominającą poprzednie dwa albumy – tutaj mamy do czynienia z lo-fi i elementami industrialu.

Pierwszym utworem na albumie jest tytułowy "Sea Of Worry". To przyjemny shoegaze w stylu My Bloody Valentine czy Ride. „Dracula Bells” w zasadzie jest podobny, ale trwa dłużej, więcej tu progresji i kończy się mocną, noise’ową partią. Moim faworytem jest chyba „Science Beat”. Pastelowy post-rock z terminem, którego używam rzadko – „efektem płynięcia”. Ten utwór to doskonały, transcendentny strumień. „Trespassers W” oscyluje w rejonach takiego shoegaze’u, jaki prezentują dwa pierwsze utwory. „Everything We Forget” to interludium i jednocześnie coś więcej niż interludium. Jest to wspaniała kompozycja, a nie tylko wtrącenie. Tool ze swoimi instrumentalnymi na „Fear Inoculum” mogą jedynie pozazdrościć! Pozwalająca „płynąć” ściana dźwięku, elementy drone i do tego mistyczne dęcie w róg. „Lords of Tresserhorn” kontynuuje ten styl, ale jest bardziej rozbudowany i zawiera w sobie wytłumiony wokal. „Sea of Worry” zamyka 13-minutowy „Destinos” rozpoczynający się od kazania na temat teologicznego podejścia do istnienia Piekła i przechodzący w akustyczny shoegaze (tym razem bardziej Slowdive), a kończy się na drone, industrialu i potępionych chórkach.

Tytuł znakomicie oddaje lirykę tego albumu. Dan Barett faktycznie poprzez niego wylał z siebie morze egzystencjalnych trosk. Krytykuje bierne podejście do świata i czynników go niszczących, a wyraża własne, nihilistyczne. Przede wszystkim jest to dzieło-droga do Boga. Barett pobudza do teologicznych dysput, ale przede wszystkim sugeruje, że się oszukujemy. Nasze wyobrażenie Boga jest dalekie prawdy.

Hmm, chyba jest to najsłabszy album Have A Nice Life. Niemniej jednak wciąż bardzo dobry, a nawet bliski poziomu genialnego. Miałem sporą zagwozdkę z wystawieniem oceny, ale wyższa byłaby chyba przesadą.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.