ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Page, Jimmy ─ Outrider w serwisie ArtRock.pl

Page, Jimmy — Outrider

 
wydawnictwo: Geffen 1988
 
1.Wasting My Time
2.Wanna Make Love
3.Writes Of Winter
4.The Only One
5.Liquid Mercury
6.Hummingbird
7.Emerald Eyes
8.Prison Blues
9.Blues Anthem (If I Cannot Have Youe Love...)
 
Całkowity czas: 39:51
skład:
Jimmy Page - gitary
John Miles, Robert Plant, Chris Farlowe - śpiew
Jason Bonham, Barrimore Barlow - bębny
Tony Franklin, Durbanm Laverde, Felix Krish - gitary basowe
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 7, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
18.04.2019
(Recenzent)

Page, Jimmy — Outrider

ArtRockowy Dzień Pamięci Płyt Wyklętych – odcinek 5

25-go września w wyniku udławienia się własnymi wymionicami po spożyciu niemal półtora litra wódki w niespełna jednej doby muzyczny świat opuścił John Henry Bonham.  Jego koledzy z zespołu stwerdzili, iż nie są w stanie kontynuować muzycznej działalności bez swojego wieloletniego fumfla. Tak brzmiała wersja oficjalna. Jednak ta nieoficjalna, lecz bliższa prawdzie była taka, że panowie byli już zmęczeni sobą i przedsiębiorstwem o nazwie Led Zeppelin.

Tak więc każdy z muzyków poszedł swoją drogą; John Paul Jones zaszył się w swojej posiadłości w Devon, raczej sporadycznie i okazjonalnie powracając do świata muzycznego, Robert Plant osiągnął na początku, zarówno sukces komercyjny jak i artystyczny (płyta „Pictures At Eleven”) by z czasem skupić się na bardziej komercyjnej stronie swojej działalności poprzez już nie tyle flirt co przewlekły romans z elektronicznym i popowym brzmieniem. A Jimmy Page? Ten z kolei miotał się od ściany do ściany nie mając kompletnie pomysłu na rozwój swojej kariery. No bo jak inaczej skomentować ten dziwny miks ma który złożyły się m.in. próba zaistnienia w świecie muzyki filmowej ("Życzenie Śmierci II”), kolaboracja z Paulem Rodgersem (The Firm), muzykami Yes (niedoszłe XYZ), Roy’em Harperem, czy wspomnianym wyżej Plantem (Honeydrippers). Żadne z tych zajęć nie było czymś długoterminowym, stąd też mówiło się, że Page „zbiera siły”, aby w końcu wypuścić coś konkretniejszego.

Na to coś „konkretniejszego” przyszło nam poczekać do drugiej połowy lat-80, kiedy to ostatecznie wioślarz LedZepp ogranął się na tyle, aby w końcu wydać w pełni autorską płytę.

Na „Outrider” wylały się swego czasu kilka galonów pomyj. Że chała, że żenada, że za dużo wokalistów, że brak spójności, etc. Cóż, czepiać się można wszystkiego jak tramwaju, lecz według mnie „Outrider” to produkt przemyślany i (ostatecznie) dość udany.

Najbardziej mnie śmieszy argument o „zbyt dużej ilości wokalistów”. Jest on dla mnie strasznie absurdalny.

Moim zdaniem Jimmy Page bardzo umiejętnie porozdzielał zadania dla poszczególnych krzykaczy;  te bardziej AOR-owe numery obsługiwał John Miles (świetnie „Wasting My Time” oraz jakby będący zapowiedzią tworu Coverdale/Page – „Wanna Make Love”), ten (nieco chaotyczny,  lecz chyba) najbardziej zeppelinowy - Robert Plant, a fragmenty z bluesowym zapleczem przypadły w udziale Chrisa Farlowe’a (włączając cover „Hummingbird” autorstwa Leona Russella). Krążek okrasiło kilka niezwykle zgrabnych instrumentalnych kompozycji z których zarówno hard-rockerowy „Writes Of Winter” jak bardziej stonowany „Emerald Eyes” mogą się podobać.

Jednakże przyznać należy, iż pomimo tego lekkiego rozstrzału materiału „Outrider” jako całość trzyma się kupy, a tym spoiwem trzymającym krążek w ryzach brzmieniowej spójności jest bezwątpienia gitara Page’a, szalejąca niemal jak za złotych czasów Sterowca.

Albumu to wedlug mnie produkt niemal bez zarzutu, jest bowiem konkretnie i z zacięciem. Być może bluesowe dłużyny z Farlowe’m troszkę mogą momentami przynudzać jednakże „Outrider” trzyma na tyle wysoki poziom, że w ostatecznym rozrachunku longplay Page’a należy zapisać po stronie aktywów, aniżeli pasywów.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.