ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu All Traps On Earth ─ A Drop Of Light w serwisie ArtRock.pl

All Traps On Earth — A Drop Of Light

 
wydawnictwo: AMS Records 2018
 
1. All Traps on Earth (18:17)
2. Magmatic Warning (16:10)
3. Omen (13:00)
4. First Step (2:04)
5. Bortglömda Gårdar (14:01)
 
Całkowity czas: 63:32
skład:
Miranda Brand - vocals
Johan Brand - Mellotrons, Moog Voyager/Minitaur, organs, Fender Rhodes, clavinet, basses, Taurus bass pedals, guitar, percussion, vocals, composer, arranger, producer
Thomas Johnson - grand piano, Fender Rhodes, Wurlitzer, pianet, clavinet, organ, Mellotron, Moog Voyager
Erik Hammarström - drums, snare, vibes, marimba, xylophone, glockenspiel, crotales, timpani, bass drum, wood block, tam tam, tubular bells
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,4

Łącznie 8, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
22.03.2019
(Gość)

All Traps On Earth — A Drop Of Light

Były sobie kiedyś lata 90-te. A w nich eksplozja różnorakiej muzyki czadowo-gitarowej, zalewająca nas masą genialnych i do dziś z rozrzewnieniem wspominanych kapel. Dobre lata dla muzyki. Lecz nie do końca dla rocka progresywnego. Klasyczne kapele zazwyczaj milczały lub nagrywały wypełniacze, oczywiście z niewielkimi chlubnymi wyjątkami typu choćby Camel. Neoprog dogasał pożerając własny ogon i nagrywając kolejną kalkę opowieści o Błaźnie. Tak wiem, że Dream Theater wraz z kilkoma innymi bandami dali wówczas podwaliny pod metal progresywny, zaś Stefek W. wypełznął ze swojego domowego quasi-studia, by pokazać światu swój geniusz. Ale ogólnie jednak w temacie progresu było wówczas ubogo. Tymczasem, w odległej Skandynawii, kojarzonej wówczas z najekstremalniejszymi wyrzygami metalu, powstał krąg kapel uprawiających poletko przygotowane dwie dekady wcześniej przez chropowatych gigantów mrocznych odmian progresu typu King Crimson czy Van Der Graaf Generator. Pośród nich był Anglagard, który nagrał Hybris, będącą jedną z najważniejszych płyt w dziejach prog-rocka, po czym zamilkł na lata. Przez następne dekady powracał na pełne uniesień chwile, po to jednak by znowu pogrążyć się w cnym milczeniu. No i całkiem niedawno, bo w roku pańskim 2018 znowu powrócił. Ale pod inną nazwą, trochę innym składem i nieco inną muzyką. Ale tylko nieco. Choć w sumie to całkiem inną...

"Ponadczasowe gmachy
W ciemności
Odwiecznych myśli"

Johan Brand Hogberg zebrał tym razem mocną ekipę pod wezwaniem, część ludzi całkiem nowych (w tym swoją śpiewającą córkę Mirandę), część starych znajomych sprzed lat (Thomas Johnson i Erik Hammarstrom). I uderzył. Ale jak. Wysmażył tak, aż wióry poszły z całego progresywnego świata. A na takim progarchives płyta dostała tak wysokie noty, że piorunująco została płytą roku oraz przebojem wdarła się w ścisłą czołówkę zestawienia wszechczasów, pomiędzy największe tuzy gatunku. Ale jak to? - zapyta ktoś zaskoczony. Ano tak to, że ten album to jeden monumentalny trybut dla czasów, kiedy bogowie chodzili po progresywnej ziemi, dokumentujący to co najlepsze w, jak zawsze, najmroczniejszej odmianie prog rocka. A w to wszystko wkomponowane to, co najlepsze w dzisiejszej rockowej awangardzie. Wkomponowane perfekcyjnie..

"Zapomniane farmy
W innym czasie
Innym świecie
wiecznych snów"

Utworów mamy tylko pięć. Ale za to jakich. Rozbudowane progowe monumenty, w których dzieje się więcej niż w niejednej dyskografii jakiejś neoprogowej kopii Marillionu. Soniczne awangardowe labirynty, z których wyjścia wiodą jedynie przez najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psyche. Canterburejski jazz, ale taki przeciągnięty przez niebiesia, czyściec i na końcu dantejskie piekło. I to przez wszystkie dziewięć kręgów. W końcu czuć tu gorejącą obecność Króla Karmazyna. Ale to tylko influencja, jest jej akurat tyle co w Anglagard. Czyli w sam razik. Harmonie ala Gentle Giant. Zgrzyt i dysonanse aka VDGG. Stonowane niepokojem przestrzenie deptane są rozbuchanymi eksplozjami dźwiękowego szaleństwa, topiąc całość w zaskakującym świecie muzycznych kontrastów. Wokali tu niedużo, chyba że mówimy o tych kobiecych, dosercowych, użytych oszczędnie, ale jak już się przydarzą, to wchodzą domitochondrialnie w swoim operowym rozpasaniu. Za śpiew robią tu poszczególne instrumenty. Ogólnie dzieje się tak dużo, że nie sposób się nudzić, choć ze świecą szukać jakiegoś wątku głównego. Dla niektórych będzie to zarzut, dla innych superlatywa, całość jawi się jednak jakby jakaś wielka i szalona improwizacja. Trąby rozdzierające tak, że aż w trzewiach coś łka. Plemienne piszczałki. Klawiszowe wariacje. Jazzujące szaleństwo saksów, trąbek i cymbałów. Fortepian o tak niskiej skali dobywających się zeń dźwięków, że taki Raider II Wilsona wydaje się niewinną, dziecięcą kołysanką. I wszędobylska tu perfekcja warsztatowa. Perfekcja totalna...

"Odcisk życia
Z odległego dzieciństwa
Kiedy to życie aniołów tryskało magią"

Skandynawski mrok z posępnie idącym za nim korowodem całej menażerii mitów, legend i dziwadeł. Muzyczni mnisi stąpający po zimnych, kamiennych schodach w tylko sobie znanej destynacji. Mamroczący posępne mantry, nawet sami zapewne niewiedzący ku czci jakiego bóstwa czy innego pradawnego cielca. Kapiąca woda. Wiatr przejmująco wyjący pomiędzy surowymi murami. Groteskowy klimat snuty przez wychylającą się zza każdego rogu plejadę mieszkańców tego ponurego zamczyska, utkanego z dziwacznych i niepokojących dźwięków muzyki Trapsów. To ta sama dziwaczna czereda jaka zamieszkiwała dwór Króla Karmazyna. Mi osobiście przywołało to przed oczy (uszy) przede wszystkim całą niesamowitość crimsonowskiej suity Lizard, wraz ze wszystkimi wiążącymi się z tym konotacjami. I podobnie jak w oryginale efekt był iście niesamowity i cudny. Zatrważający i radujący zarazem...

"Domy bezduszne
W ciemności
Zapomniane po wszeczasy farmy"

Muzyka szlachetna. Wykuta z najczystszego kryształu. Bardzo wymagająca. Dedykowana do słuchacza świadomego i doświadczonego. Żądająca swoim wygłodniałym tchnieniem zaangażowania i uwagi. I oddająca w zamian maksimum dźwiękowych emocji. Do wewnątrz. Do krwi. Do kości. Esencja dzisiejszego prog rocka. W wydaniu, jakżeby inaczej, skandynawskim. Anglagard. Wobbler. Anekdoten. All Traps On Earth. Jeśli więc jesteś fanem mrocznych, artystowskich i poruszających do samej głębi muzycznych kreacji, to masz właśnie przed sobą absolutny mus. Ja chcę więcej...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.