ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Liquid Tension Experiment ─ 2 w serwisie ArtRock.pl

Liquid Tension Experiment — 2

 
wydawnictwo: Magna Carta 1999
 
1. Acid Rain [6:35]
2. Biaxident [7:40]
3. 914 [4:01] 4. Another Dimension [9:50]
5. When the Water Breaks [16:58]
6. Chewbacca [13:35]
7. Liquid Dreams [10:48]
8. Hourglass [4:26]
 
Całkowity czas: 73:51
skład:
Tony Levin – bas; John Petrucci – gitara; Mike Portnoy – perkusja; Jordan Rudess – klawisze
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,15
Arcydzieło.
,48

Łącznie 71, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8++ Arcydzieło.
28.04.2006
(Gość)

Liquid Tension Experiment — 2

Eksperyment ciekły i do tego napięty. Albo płynne natężenie. A może po prostu badanie napięcia powierzchniowego. Jak zwał tak zwał, ale zaprawdę oryginalną i frapującą nazwę nadano muzycznemu epizodowi jaki stworzyli jedni z najzacieklej technicznych instrumentalistów spośród progresywnych wymiataczy. Nazwę zwiastującą poniekąd zawartość albumów, ale o tym później…
Nazwisk Petrucci, Portnoy i Rudess chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, wszak Dream Theater, który na co dzień tworzą jest chyba najbardziej znaną kapelą prog-metalową. Starszy 20 lat od reszty załogi Tony Levin z kolei to człowiek który zaczynał w latach 70-tych w zespole Petera Gabriela, by w końcu zasilić szeregi King Crimson, z którymi to nagrał na przestrzeni lat kilka wspaniałych płyt. Spotkanie wyżej wymienionych panów zaowocowało w 1998 roku nagraniem pod szyldem Liquid Tension Experiment płyty oznaczonej po prostu numerem „1”. Zawartość albumu to muzyka instrumentalna, w której miesza się progresywny rock, metal, jazz tworząc niesamowitą wybuchową mieszankę będącą owocem muzycznych doświadczeń artystów. Jedynka to piękna płyta, ale dla mnie subiektywnie to dopiero zapowiedź tego, co mieli nagrać rok później, czyli płyty „2”, którą mam zaszczyt i przyjemność opisać.

Podobnie jak rok wcześniej i tu mamy do czynienia z albumem instrumentalnym (jedyne słowo jakie udało mi się usłyszeć to „O.K.” we wstępie do „Hourglass”). Chciałbym zaznaczyć iż wokal jest dla mnie zawsze najważniejszym, że tak powiem instrumentem, który potrafi wyciągnąć słabą muzycznie płytę lub co gorsze obrzydzić dobrą. Do tej pory albumy instrumentalne wywoływały u mnie po kilku utworach dyskretne ziewnięcia. Tu jest jednak inaczej – dzieje się tak wiele, iż słuchacz nie ma za bardzo czasu by się zastanowić czy w ogóle zarejestrować brak dźwięków wydobywanych z ludzkich ust.

Jeśli chodzi o muzyków to każdy, kto choć trochę siedzi w temacie wie, iż należy się tu spodziewać techniki na najwyższym poziomie. Jon Petrucci wznosi się tu na wyżyny swych umiejętności wyczyniając z gitarą prawdziwe cuda. Mike Portnoy, jak na każdej produkcji w której uczestniczy prezentuje szczytową formę sztuki bębniarskiej. Pan Tony Levin swoimi pochodami basowymi dodaje tu sporo z Crimsonowskiego ducha, niektórymi zagraniami zahaczając nawet o sposób grania Lesa Claypoola z Primusa. Jordan Rudess oszołamia swoimi klawiszowymi perełkami, przy czym (pomijając utwory typowo klawiszowe) nie wybiega nachalnie nimi ponad inne instrumenty tworząc wspaniałe tła. Od czasu do czasu pozwala sobie oczywiście na karkołomne (palcołomne) rozbudowane wstawki, ale czyni to ku uciesze ucha słuchacza oraz własnej radości. Dokładnie, gdyż na tej płycie słychać iż muzycy doskonale bawią się grając z sobą czerpiąc z tego autentyczną przyjemność.

Po pierwszym przesłuchaniu mamy w głowie niezły mętlik powodowany potężną ilością zagmatwanych motywów muzycznych i wręcz barokowym bogactwem treści. Z czasem jednak cały materiał scala się w zgrabną, wieloelementową układankę. Wybaczcie mi patos, ale nasunęło mi się skojarzenie z Kaplica Sykstyńską Michała Anioła, na której gdy patrzysz nań pierwszy raz dostrzegasz zbiór dzieł sztuki, po to by dopiero po pewnym czasie zdać sobie sprawę że tworzy to jedną magiczną całość. I wierzcie mi – emocje które potrafi wyzwolić ta płyta pozwalają mi na tak dosadne porównanie.


Pierwsze dźwięki otwierającego album „Acid Rain” to wspaniały gitarowy riff przechodzący szybko w niemal thrashową galopadę. To najszybszy utwór na płycie, w którym mamy próbkę tego, co przed nami. A przed nami przepiękny „Blaxident”, którego motyw przewodni rozwija się od delikatnych klawiszowych muśnięć Rudessa i muskającego sola Petrucciego, poprzez coraz to mocniejsze pogrywanie, aż po szaloną gitarową gonitwę na końcu. Następujący potem „914” to już pole do popisu dla sekcji rytmicznej, gdzie Portnoy i Levin improwizują tworząc mocne pulsujące tło dla reszty zespołu. Bardzo wyeksponowany jest tu charakterystyczny dla basisty Crimsonów sposób grania na instrumencie. „Another Dimension” to bardzo dynamiczna muzyczna opowieść, trącąca przede wszystkim prog-metalem, a w pewnym momencie nawet przypominająca Toola. Urzekające są zwłaszcza latynoskie motywy Rudessa i Petrucciego pod koniec tego utworu. Tytuł „When The Water Breaks” przypomina nam o „liquidowym” koncepcie projektu, muzycznie zaś jest to kolejna prawdziwa uczta progresywna gdzie przez prawie 17 minut dzieje się tyle, że ten jeden utwór mógłby być natchnieniem na nagranie całego albumu przez inny band. „Chewbacca” to sabbatowski miażdżący riff przewodni, space rockowa wstawka w środku oraz primusowo-crimsonowskie wariacje basowe Levina w końcówce. Następującym później „Liquid Dreams” muzycy dają nam nieco odpocząć od mocnych wrażeń i pozwolić rozpłynąć się w klawiszowym ukojeniu na początku. Jednak i ten utwór ewoluuje we frapująco pulsujący klawiszowy pochód w dalszej części. Ostatni na płycie „Hourglass” to krótka balladowa miniaturka na gitarę i klawisze. Przepiękne i wyciszające uwieńczenie płyty.

Gdy już dobrze poznamy ta płytę, w tym momencie, pomimo ponad godzinnego bombardowania muzycznymi łamańcami mamy ochotę na zapodanie jej od nowa. I tak do bólu. Dzieje się tak zapewne, dlatego iż z każdego z utworów zawartych na płycie, oprócz szokującej techniki, wprost tryskają emocje, jakie panowie muzycy włożyli w swoją grę. Wiele razy spotykałem się z zarzutem, iż muzyka tworzona przez panów z Dream Theater (zarówno pod tym szyldem jak i poboczne projekty) to niczym „późne rokoko” przerost formy nad treścią i technicznych galopad nad emocjonalną głębią. Ta płyta zadaje kłam takowym oszczerstwom, wręcz perfekcyjnie łącząc techniczną maestrię z przenikającymi do najgłębszych zakamarków serca emocjonalnymi uniesieniami.

Jeśli muzyka rockowa wciąż ewoluuje to jak dla mnie dokonania projektu Liquid Tension Experiment to wyznacznik najlepszego i najbardziej twórczego kierunku tej drogi. Jeśli szukacie w muzyce chwytających za serce emocji, przy czym urzekająca technika robi na Was wrażenie do jest to płyta dla Was. Jeśli lubujecie się w muzyce szeroko zwanej jako progresywną to z pewnością dzięki tej płycie doświadczycie niesamowitych wrażeń. Dla mnie arcydzieło…
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.