Założony w 1996 roku przez ekstrawaganckiego Albina Juliusa austriacki kwartet muzyczny Der Blutharsch and the Infinite Church of the Leading Hand nagrał do tej pory kilka ciekawych płyt, utrzymanych w konwencji rocka post-industrialnego z wyraźnymi odniesieniami do psychodelii w rodzaju Velvet Underground, zimnej fali, ambientu i bałkańskiego neo-folku. W końcu nieprzypadkowo ostatni jak na razie album Der Blutharsch, Wish I Weren’t Here, polecany jest przez Niko Potočnjaka, lidera chorwackiej grupy rockowej Seven That Spells, której podobnie różnorodne brzmienie, co Der Blutharsch łączy elementy krautrocka, japońskiego rocka psychodelicznego i słowiańskiej zadry. Przypomnę, że Albin udzielał się jako klawiszowiec na jednej z najciekawszych płyt, jakie wyszły na Bałkanach w ostatnich latach, tj. Orient & Occident Jastreb. W odróżnieniu od tej zagrzebskiej grupy, specjalizującej się w pomyślnym wskrzeszaniu krautrocka i podpinaniu doń bałkańskich wątków folkowych i Orientu, Austriacy z Der Blutharsch patrzą tęsknie na Zachód, skąd czerpią pomysły, które dojrzewają w cieniu szczytów pobliskich gór.
Wish I Weren’t Here drąży post-industrialne tematy muzyczne, które z pewnością spodobałyby się publiczności rokrocznie odbywającego się w stolicy Dolnego Śląska Wroclaw Industrial Festival. Niestety słuchając niniejszego albumu mam mieszanie uczucia. Wolne tempo większości utworów na WIWH przypomina trochę muchę poruszającą się w smole. Drepczące w miejscu pomysły Albina i spółki naprzykrzają się słuchaczowi jednostajnym rytmem, który w siedmiu przypadkach na dziewięć nie daje żadnego spektakularnego efektu, choćby w postaci zapadającej w ucho melodii. Tymi dwoma wyjątkami są tytułowy song ze świetną, choć skąpo zaaranżowaną partią klawiszy Albina oraz kapitalny finał płyty w postaci utworu O Lord, będący uwielbieniem dla księcia ciemności, wyrażonym dość emocjonalnie w niefrasobliwie nowofalowy sposób przez Marthynnę.
Szkoda, że po kilkukrotnym przesłuchaniu WIWH tak niewiele pozostaje w pamięci, zupełnie jakby twórcom zabrakło ciekawych pomysłów. To, co stworzyli, jest bowiem przeciętne w mojej ocenie i gdyby nie obecność dwóch muzycznych perełek, nie pozostawiłbym na tej płycie suchej nitki.