Dwa lata od udanego debiutu drugim albumem chwali się australijska formacja Southern Empire. Przypomnę szybciutko, iż to grupa założona przez Seana Timmsa, byłego muzyka Unitopii, niejako w odpowiedzi na stworzony przez innego członka Unitopii, Marka Trueacka, projekt United Progressive Fraternity.
Nowy album zatytułowany Civilisation powinien przypaść do gustu wszystkim tym, którym spodobał się debiut Southern Empire. Bo wszystko tu przygotowano i opracowano według sprawdzonych wzorów. Grupa utrzymała dokładnie taki sam skład, do tego ponownie zaprosiła gości, wśród których po raz kolejny jest sam Steve Unruh, ale też na przykład saksofonista Marek Arnold (Toxic Smile, Stern Combo Meissen, Cyril, Flaming Row). No i podobnie jak na pierwszej płycie ciekawą szatę graficzną przygotował Ryan Stephens.
A sami muzycy opracowali album wręcz bliźniaczo podobny pod względem konstrukcyjnym do pierwszego krążka. Tym razem mamy może nieco mniej kompozycji, bo tylko cztery, ale ponownie gwoździem programu jest prawie półgodzinna suita Crossroads (która pierwotnie miała trafić na album Unitopii), zbudowana na wzór The Bridge That Binds z debiutu. To wręcz wzorcowy przykład ich muzyki. Rozbudowanego, zaaranżowanego z symfonicznym rozmachem progresywnego rocka. Utwór rozpoczynają etniczne bębny i zaśpiewy a później mamy w nim i dobry refren, saksofonowe solo, elementy muzyki orientalnej, jazzowej, klezmerskiej, flamenco i samby. Mnóstwo w nim zwrotów akcji i wątków a zwieńczeniem jest oczywiście wzniosły, patetyczny finał.
Czy pozostałe numery zasługują zatem na mniejszą uwagę? Wręcz przeciwnie! Rozpoczynający płytę, prawie 10 - minutowy Goliath's Moon jest bardzo żwawą, nośną melodycznie kompozycją z majestatycznym zwolnieniem w środku i gitarową solówką. A skoro mowa o tej ostatniej, najpiękniejsze z nich, takie pełne żaru, mamy jeszcze w mniej mnie przekonującym Innocence & Fortune oraz w drugim kolosie, niespełna 20 – minutowym Cries For The Lonely. W tym ostatnim utworze znajdziemy wręcz progmetalowe riffy, wkrótce jednak skontrowane skrzypcowymi figurami i ponownie etnicznymi klimatami w stylu dawnej Unitopii.
Sporo zatem jak widać tu różnorodności i aranżacyjnego bogactwa. Album wydaje się jednak jeszcze bardziej spójny i dojrzały od poprzednika, bo tym razem w proces jego powstania zaangażowali się inni muzycy Southern Empire. I ta zespołowość wyszła im na dobre. Polecam.