O Halucynacjach po raz pierwszy usłyszałem przy okazji ubiegłorocznej edycji Festiwalu Rocka Progresywnego w Toruniu. I wydaje się, że ich całkiem udany koncert, który dane mi było zresztą zobaczyć, pozwolił im zaistnieć wśród nieco szerszego, choć w dalszym ciągu „progresywnego”, odbiorcy. Wydanie tej płyty przez znaną w tym środowisku krakowską wytwórnię Lynx Music, wydaje się być pokłosiem tamtych zdarzeń.
Halucynacje to wrocławski zespół, którego początki sięgają ponoć 2010 roku, jednak grupa za moment uformowania się zespołu przyjmuje datę 20 kwietnia 2013 roku, kiedy to odbył się pierwszy koncert formacji. Założycielami grupy są Jakub Mendelak i Krzysztof Cybulski a ten recenzowany niżej album jest ich pełnowymiarowym debiutem. Wcześniej muzycy nagrali dwie małe, zawierające po trzy kompozycje, płytki - Instrumental z 2014 i Vis-à-vis z 2015 roku.
Pisząc o ich ubiegłorocznym występie zauważyłem, że w kompozycjach nie brakowało psychodelicznych odjazdów, jazzrockowania i oldschoolowego Hammondowania. Co ciekawe, największą sceniczną żywotnością wśród muzyków formacji wykazywał się zdecydowanie najbardziej zaawansowany wiekowo Andrzej Włodarczyk, klawiszowiec grupy, zgrabnie dyrygujący poczynaniami muzyków. To jednak nie Włodarczyk jest główną postacią Halucynacji, lecz wspomniany Kuba Mendelak, gitarzysta, ale przede wszystkim autor muzyki do wszystkich pomieszczonych tu utworów (w dwóch jeszcze wspomagał go grający na basie Krzysiek Cybulski). A sama muzyka? To przede wszystkim instrumentalny rock czerpiący garściami z progresji, jazzu, fusion, bluesa i psychodelii. Pomieszczone tu cztery kompozycje mają dosyć luźną formę i wydają się być doskonałą bazą do ciekawych improwizacji koncertowych. Choć oczywiście wszystko trzyma solidna sekcja rytmiczna Cybulski – Muchalski, a Hammondowych teł i zagrywek Włodarczyka trudno nie zauważyć, to jednak pierwszoplanową rolę odgrywa gitara Mendelaka, pełniąca na swój sposób rolę wokalną i tworząca główne melodyczne motywy.
Najważniejszą kompozycją tego niedługiego albumu jest naturalnie numer tytułowy, wypełniający niemal połowę krążka. Trwająca kwadrans czteroczęściowa suita rozpoczyna się od perkusyjnej kanonady, by wkrótce dać słuchaczowi i walcowaty riff, i saksofonową, jazzrockową figurę Tomka Bojarskiego, i gitarowe solo jakby w lekko orientalnym sosie. Druga część utworu (Rencontre Avec Un Loup) przynosi wręcz punkową galopadkę, zaś trzecia [L’Intermission (Traҫant Des Lignes)] trzy i pół minutowe perkusyjne solo. Najciekawszym fragmentem wydaje się jednak czwarta odsłona utworu, bardzo klarowne muzycznie Cauchemar Aprés Le Réveil.
W następnej kompozycji Ty wiesz, Ty wiesz mamy wyrazisty podkład basowy i na nim ciekawe gitarowe solo (czuć tu kolejną, tym razem bluesową inspirację), zaś w Wilkach na Kleczkowskiej klawiszowy motyw kłania się muzyce Dalekiego Wschodu. Zamykający całość krótki i zwarty Foie Gras fajnie buja i pokazuje, że muzycy potrafią też obcować z lżejszą, niemalże przebojową materią. Nie jest to może jakieś wielkie, odkrywcze granie, trudno też je w dzisiejszych czasach nazwać modnym, jednak najważniejsze, że daje ono dużo satysfakcji i zabawy grającym muzykom. Bo to czuć.