ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dragonhammer ─ Obscurity  w serwisie ArtRock.pl

Dragonhammer — Obscurity

 
wydawnictwo: My Kingdom Music 2017
 
1. Darkness is Coming [1:39]
2. The Eye of the Storm [4:30]
3. Brother vs Brother [3:57]
4. Under the Vatican’s Ground [4:36]
5. The Game of Blood [4:40]
6. The Town of Evil [5:36]
7. Children of the Sun [5:46]
8. Fighting the Beast [4:38]
9. Remember My Name [4:49]
10. Obscurity [5:51]
 
skład:
Max Aguzzi – vocals, guitars
Gae Amodio – bass
Giulio Cattivera – keyboards
Giuseppe De Paolo – guitars
Andrea Gianangeli – drums
 
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 2 Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
07.11.2017
(Gość)

Dragonhammer — Obscurity

Rhapsody Of Fire zapoczątkowało erę włoskiego power metalu na czele z Ancient Bards, Kaledon, Highlord, Domine czy White Skull. Jedną kapelą z takiej „nowej fali włoskiego power metalu” jest Dragonhammer, którą poznałam w okolicach 2005 roku. Grupa została założona w 1999 roku i na początku działała jako trio: Max Aguzzi (wokal, gitara), Gae Amodio (bas) oraz Marino Deyana (perkusja). Po licznych zmianach personalnych, ukryciu się w cień, Włosi wrócili z albumem zatytułowanym „Obscurity”.

Przyznam się bez bicia, że miałam mieszane uczucia wkładając płytę do odtwarzacza – po słabym „The X Experiment” emocje opadły, nie był to power metal górnych lotów, a jednak „coś” mi pozwoliło na zapoznanie się z „Obscurity” (czyżby to tytułowe „zapomnienie”?). Przy poprzednim krążku strasznie się męczyłam, dlatego też nie wiedziałam na co się nastawić. Było wiadome - „jakiś” power metal musi być, ale jaki? Na to pytanie odpowiedź jest tylko jedna: „play”!.

Zaczynamy od nadejścia ciemności (intro „Darkness is Coming”), po czym następuje „The Eye of the Storm” - niewinnie brzmiące klawisze witają nas na dzień dobry, do tego dochodzą pierwsze gitarowe riffy i robi się nieco cukierkowato. Z klawiszy emanuje chwytliwość, która jest bardzo przesłodzona, co przeszkadza w grze pozostałych instrumentów. Pokręcony jest wstęp do „Brother vs Brother”, potem robi się bardzo hard‘n’heavy, ale także bardzo nieprzystępnie; piosenka odstrasza swoim „muzycznym wyglądem”. Po prostu jest mało ciekawie, a gitary są niezbyt interesujące. Nie wiem czyja w tym wina, ale Włochom zabrakło tutaj jakiejś oryginalności. Przepiękny jest za to tekst do „Under the Vatican’s Ground” - temat na czasie, zasługujący na więcej uwagi i zastanowień. Muzycznie jest z początku dosyć majestatycznie, perkusista się chwali swoimi umiejętnościami, klawisze brzmią podniośle, a sama melodia gna do przodu. Jednakże w momencie, gdy do zabawy wchodzi Max Aguzzi robi się mniej „powerowo”. Dragonhammer dumnie opowiada słuchaczom o mordowaniu chrześcijan na arenie Koloseum („The Game of Blood”). Perkusista ostro pedałuje, śpiew na dwa głosy jest fajny, ale nie w tym przypadku. Brakuje w nim spójności. Nieco satanistyczne słowa padają w tekście do „The Town of Evil”. Co o samej oprawie muzycznej rzec można? Po pierwszych dźwiękach można wywnioskować z czym tym razem będziemy mieć do czynienia, a mianowicie... ze zwykłym wypełniaczem. „Children of the Sun” kojarzy mi się z pompatycznym, symfonicznym metalem, ale pojawiający się zaraz po wstępie śpiewający Aguzzi robi na mnie słabe wrażenie. Porównując poprzednie kawałki z tym, zastanawiam się co dalej nam ci Włosi zaprezentują, bo szczerze to mam wątpliwości. „Fighting the Beast” zaczyna się szybkim tempem, ale pan Aguzzi źle wypada w tej piosence. Jego głos tak jakby się wypalił. Wino im starsze, tym lepsze, ale tutaj to powiedzenie się nie sprawdza. Jeśliby wyrzucić wokal, to piosenka zyskałaby większe zainteresowanie. Ballada „Remember My Name” utwierdza słuchacza w przekonaniu, że można napisać pościelówę, która w rzeczy samej jest nie do przyjęcia. Cóż, bywały lepsze ballady w wykonaniu Dragonhammer (chociażby „Scream”). Na koniec formacja prezentuje tytułowy utwór z pasją tworzenia podobnej muzyki na całej płycie. Pomysły im się faktycznie wypaliły już w 2004 roku na płycie „Time for Expiation”, gdzie był podział na udane i nieudane piosenki.

Na omawianym longplayu jest przesyt – w każdym calu. Nic dodać, nic ująć. Jestem nieco zawiedziona – Dragonhammer wydali album gorszy niż poprzedni. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Brak pomysłów na aranżacje, doszlifowanie gry na instrumentach i niedopracowany głos Maxa Aguzziego – to minusy tego wydawnictwa. Jest mi przykro wystawiać tak słabą ocenę, nie na to się nastawiłam przed włożeniem CD do odtwarzacza.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.