Nocturnal Rites został założony w 1990 roku i na pierwszych taśmach demo grał death metal. Wraz z wydaniem debiutu „In a Time of Blood and Fire” w 1995 roku, zespół zaczął grać power metal. Drugi album – „Tales of Mystery and Imagination” (1998) zdobył jeszcze większą popularność niż poprzednik. Prawdziwa sława nadeszła już w niedalekiej przyszłości za sprawą „The Sacred Talisman” w 1999 roku. Płyta przyniosła koncerty z takimi gwiazdami jak Nevermore, Morgana Lefay i Sacred Steel; grupa pojawiła się też na festiwalu Dynamo w tym samym roku.
„The Sacred Talisman” to nic innego jak 11 wesołych piosenek, które zasługują na uwagę, chociażby dla samej radości ze słuchania i tupania nogą przy takich dźwiękach. Już sama okładka mówi nam z czym mamy do czynienia. „Destiny Calls” wprowadza nas w świat fantazji, który trwa do ostatnich nut. Szwedzi nieco zwalniają tempo w „The Iron Force”, ale nadal jest uroczo. „Ride On” zabija szybkością, jest bardzo melodyjnie, wprost fantastycznie. Kolej na „Free at Last” mający świetne chórki w refrenie, muzycznie jest podobnie do „jedynki” na płycie. „Hold On to the Flame” rozbudza słuchacza dawką niebiańskiej melodii i chyba jest szybciej niż w „Ride On”. Wolniejsze zwrotki wprowadzają nas w stan ekstazy, która pod wpływem power metalowych riffów działa na wyobraźnię. W „Eternity Holds” jest nieco gorzej, brakuje tu tego „poweru”, przy którym można poszaleć. „When Fire Comes to Ice” zaczyna się tajemniczo, a dalej wyłania się trochę pokręcona perkusja, chórki w refrenie są fajne, ale sam utwór nie trzyma się kupy. Instrumenty po kolei dają o sobie znać, powinny współgrać, a tego tutaj, niestety, brakuje. Następnie mamy „The Legend Lives On” - narracja na początku idealnie pasuje do tej, jakże nieudanej, ballady. Klawisze brzmią płytko, gitary „świszczą”, a wokalnie jest słabiej. Za to w „The King’s Command” zespół powraca do power metalowej galopady. Muzycy nie zwalniają tempa i wiozą nas tym samym wózkiem, czyli „Unholy Powers (Night of the Witch)”, a album kończymy w dobrym nastroju słuchając „Glorious”.
Jeśli tylko słuchacz doszedł do ostatnich sekund „The Sacred Talisman” na pewno wyszedł z tego muzycznego przedsięwzięcia zadowolony. Mnie się ten album podoba. Może wybitny nie jest, ale fajnie się go słucha.