Panie i Panowie Witamy The Grateful Dead w odsłonie jakiej do tej pory nie znaliście.
The Grateful Dead z nowymi pomysłami, nowym brzmieniem i nową płytą.
„Blues For Allah” powstała w 1975 roku i po raz pierwszy zespół miał całkowicie wolną rękę co do nagrywania płyty. Nie goniły ich żadne zobowiązania koncertowe czy inne sprawy. W 1975 roku Grateful Dead wystąpił przed publicznością tylko trzy razy, za to w studio muzycy spędzili osiem miesięcy. Powstała płyta diametralnie różniąca się od swoich poprzedniczek. Fani zespołu wychowani na „Workingman’s Dead” muszą przecierać uszy ze zdumienia, ale po wysłuchaniu tego albumu z zachwytu również.
Mając tak oddanych fanów jak Deadheadzi, zespół nie musi przejmować się co nagrywa, byle miało to odpowiedni poziom i mieściło się w ogólnych klimatach jammującej psychodelii.
Powracający po przerwie drugi perkusista Mickey Hart nadaje płycie inny wymiar i dopiero teraz możemy odczuć jak go brakowało na poprzednich albumach. Jednak brzmienie dwóch perkusistów daje nagraniom zespołu odpowiednią głębię, a wszelkie instrumenty perkusyjne wykorzystywane przez Harta dodają tylko uroku i tajemniczości, no i oczywiście wzbogacają brzmienie.
Płytę „Blues For Allah” otwiera tryptyk połączonych ze sobą utworów. „Help on the Way” to świetna piosenka jak na początek płyty. Bliska perfekcji i zaskakujących rytmów. To połączenie jakby funku i folku zagrane i zaśpiewane w bardzo radosny sposób. Kolejny klasyk zespołu ze wspaniałą melodią.
Instrumentalny „Slipknot” już nas zabiera w podróż w stronę jazzu, lekko zakręconego w nieregularnym kształcie. No i trzecia część tryptyku to „Franklin’s Tower”. Słuchając go chce się po prostu tańczyć. Lekkość z jaką Garcia gra na gitarze powoduje, że wydaje mi się, że jestem puchem, takim sobie zwiewnym piórkiem latającym wśród polnych traw, mijając w ogrodach białoróżowe kwiaty jabłoni. Kolejny to pięciominutowy „King Solomon’s Marbles” instrumental, bardzo mocno ujazzowiony numer. Tutaj swoje możliwości ujawnia nam Keith Godchaux, którego gra na fortepianie Fender- Rhodes momentami przypomina styl Herbie Hancocka. „The Music Neper Stopped” Weira to kolejna żelazna pozycja koncertowego repertuaru grupy. Dynamiczny i bardzo rytmiczny bas tworzy bazę pod wokal kompozytora, oraz kąśliwe pełne szalonych zmian akordów solówki gitarowe Garcii. Stonowane ‘Crazy Fingers” grane w bardzo delikatny sposób jest jakby uduchowionym preludium do tytułowej kompozycji. „Blues For Allah” napisany został dla króla Arabii Saudyjskiej Faisala, który był wielkim fanem zespołu. Powoli dojrzewał pomysł dania koncertu na dworze króla. Niestety w roku wydania tego albumu król został zamordowany przez swego bratanka Faisal bin Musaida. Sam utwór jest dość przerażający. Rozpoczyna się dostojnym wielbłądzim krokiem , który snuje się niczym ziarnka piasku. Czy dotrzemy do oazy? Nie. Śpiew podany jest jako gregoriańskie chorały co wprowadza niepokój i tajemniczość. Nie słuchaj tego w ciemnościach !!
Gdy atmosfera osiąga apogeum strachu, nagle pojawiają się świerszcze i wcale nie oczyszczają atmosfery. Emocje sięgają zenitu, ale nagle pojawia się kojący zespołowy wokal, na tle którego wspaniałe wokalizy wykonuje Donna Godchaux. To jest jej najlepszy moment w historii Grateful Dead. I wreszcie gdy utwór zbliża się ku końcowi powracają znowu gregoriańskie chóry doprowadzając słuchacza do niekontrolowanego szaleństwa.
W 1975 roku nagrać tak mocno psychodeliczny album mógł tylko jeden zespół – Grateful Dead.