Podróż dookoła Słońca.

Część dziewiąta

Po wydaniu dwóch płyty z materiałem koncertowym i po blisko trzech latach od nagrania studyjnej płyty, muzycy Grateful Dead weszli do studia , by w 1973 roku nagrać i wydać kolejny album.

Tym razem płyta została wydana przez własną wytwórnię płytową Grateful Dead Records i tak muzycy osiągnęli to do czego zmierzali od początku swojej kariery – pełną niezależność.

Uwielbiam „American Beauty” i „Workingman’s Dead”  prawie jak każdy Deadhead – wiadomo , że są to tytuły wywołujące dreszcz emocji przy ich słuchaniu, ale magia „Wake Of The Flood” sprawia, że przechodzę z tą płytą w inny wymiar odsłuchu,  w kosmiczne czeluście otchłani,  by na końcu spotkać tę gwiazdę jedyną najjaśniejszą w całym kosmosie.

 

Burzliwy rok 1973 w działalności zespołu zaowocował kolejną doskonałą płytą, w której od początku pachniało czymś innym. Jest to pierwszy album grupy po śmierci Pigpena.  Nowymi muzykami zespołu zostało  małżeństwo Godchaux – Keith,  którego głównym instrumentem było akustyczne pianino, oraz jego żonę, wspomagająca chłopaków wokalnie,  a zmiana w brzmieniu grupy nastąpiła między innymi za sprawą nowego klawiszowca.  Bluesowe klimaty   zostały przesunięty na dalszy plan. A nowym elementem Deadowej układanki stał się jazzowy feeling.

 

Wszystko zaczyna się od łagodnych dźwięków skrzypiec w utworze „Mississippi Half Step”

i fantastycznego wokalu Jerry’ego. Gładkie gitarowe riffy i dodatkowo fortepian skocznie wygrywający rytm tworzą z tego numeru w pełni dojrzały południowy owoc.  „Let Me Sing Your Blues Away” zaśpiewany przez Keitha jest radosnym bluesem z naleciałościami folkowymi. Niezwykle czysty, klarowny dźwięk wspaniale podaje nam  gitara, pianino i saksofon. Z ciekawostek  - utwór  ten grany był na koncertach tylko szesnaście razy.

Znowu na szczyt swoich możliwości dochodzi duet Garcia-Hunter, co w piosence „Row Jimmy” słychać najlepiej. Piękny tekst świetnie zaśpiewany, tworzy z tej bujającej , swawolnej piosenki ponadczasowy utwór. Prowadzony jest przez linię basu Phila Lesha w dużej mierze uzupełnianej przez Keitha Godchaux i  Billa Kreutzmann. No i oczywiście bardzo łagodna solowa gitara Garcii dopełnia nastrój błogiego luzu.

„Stella Blue”  kolejny numer na płycie jest smutną opowieścią o miłości. Ta przejmująco smutna ballada  jest jedną z najpiękniejszych w dorobku zespołu. Z kolei „Here Comes Sunshine” utrzymany w klimacie nagrań George’a Harrisona jest raczej radosną piosenką, która lepiej wypada w wersjach koncertowych.

Prawdopodobnie jednym z najlepszych nagrań w historii Grateful Dead jest ‘Eyes Of The World”. Klasyczny utwór grupy ma świetny rytm, oraz bardzo chwytliwą melodię. Każdy instrument brzmi doskonale a gitarowa praca Garcii utwierdza  skłania mnie do tego,  aby odpocząć na wzgórzu wśród przyjaciół drzew. Fantastyczna piosenka.

Płytę kończy trzyczęściowy  epicki utwór napisany przez Boba Weira i Johna Barlowa – „Weather  Report Suite”, który pnie się niczym winorośl po filarze domu, rozkwita czerwonymi kwiatami w blasku wieczoru i wybucha w płomieniach by rozpoznać swoją moc. Kosmiczna nieskończoność wywraca się w nicość,  a potężny wybuch muzyki nadbiega zza nieludzkich drzwi.