Tym razem mały skok w bok od rockowych i progresywnych klimatów. Ostatnio często w moim odtwarzaczu gości krążek Renaty Przemyk Rzeźba dnia. I choć to album wydany już ponad rok temu warto go przypomnieć.
Bo to ciekawa i dosyć zaskakująca propozycja w dyskografii artystki. Czerpiąca do tej pory z wielu muzycznych szuflad, od poezji śpiewanej, poprzez pop, do rocka, na Rzeźbie dnia zmierzyła z się materią mocno elektroniczną, przebojową i momentami wręcz taneczną. I co ciekawe, wcale nie wypadło to banalnie, bo wszystko tu spiął charakterystyczny i mocny głos Przemyk oraz jej intrygujące teksty. Poza tym, wiele elementów typowych dla jej twórczości jednak tu pozostało.
Jak chociażby nośna, popowa wręcz melodyka. W tym aspekcie na uwagę zasługują Kłamiesz, Nic to jest, Raczej, Co tam niebo, czy Życie bez. Pozostało też trochę poetyckiego zadumania. Okej, dominuje tu elektronika, słyszalna już w otwierającym całość Czas M przechodzącym w klimaty dance’owe. Z drugiej strony to kompozycja utrzymana w duchu world music o silnie etnicznym zabarwieniu. Jeszcze odważniej poczyna sobie Przemyk w ultra przebojowym Kłamiesz – pędzącym do przodu, ewidentnie electro popowym. Takie taneczne elementy dostaniemy też w Nic to jest. A to wszystko i tak drobiazgi wśród różnorodności na tej płycie. Raczej zwraca uwagę partią akordeonu i refrenem w stylu bałkańskiego folku, w Zamianie i Wilku ocieramy się o trip hop, w tym drugim możemy jeszcze usłyszeć orientalną wokalizę. Z kolei tytułowa Rzeźba dnia ma walczykowaty rytm i mogłaby trafić na album… Czesława Mozila. A jest jeszcze wzniosła ballada Co tam niebo z piękną figurą folkową zagraną na altówce przez Magdę Brudzińską.
Wiem, że pewna syntetyczność (patrz elektroniczne bity) tego materiału może odstraszyć wielbicieli bardziej poetyckiej, czy rockowej formy. Z drugiej strony to rzecz bardzo eklektyczna, w której jest miejsce nie tylko na sample, czy loopy, ale też i na akordeon, pianino, flet i altówkę. Wszystko to czyni z Rzeźby dnia pozycję co najmniej intrygującą.