Voda to młoda krakowska formacja powstała w lutym 2014 roku. W zasadzie to klasyczne rockowe trio, któremu prym wiedzie Radek Kopeć, muzyk, kompozytor, autor tekstów i większości muzyki na Onerare. A towarzyszą mu basista Michał Marzec, absolwent Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej oraz perkusista Piotr Skrzyński współpracujący między innymi z zamojskimi Międzynarodowymi Spotkaniami Wokalistów Jazzowych, w ramach których grał w składzie zespołu Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Brzmi ciekawie. Pewnie. A dodajmy do tego, że gościnnie pojawiający się na albumie i grający na harmonijce Marcin Dyjak współpracował z Jarosławem Śmietaną, Markiem Radulim, Grażyną Łobaszewską, czy Oddziałem Zamkniętym.
W tym kontekście trudno ich nazwać nieopierzonymi debiutantami, choć Onerare debiutem faktycznie jest. Debiutem, który pokazuje jak spory potencjał tkwi w Vodzie. Ładnie wydany w digipacku album, z grubą, 24 – stronicową książeczką, zawiera dziewięć ścieżek, choć tak naprawdę tylko sześć pełnoprawnych kompozycji. Tame The Tide pojawia się dwa razy (na końcu w radiowej wersji), zaś In A Mirror i Land Ho! są króciutkimi, instrumentalnymi łącznikami o psychodelicznym zabarwieniu.
Z czym zatem mamy do czynienia w owych sześciu utworach? Z graniem czerpiącym swoje korzenie z lat siedemdziesiątych. Można byłoby ich momentami „oskarżyć” o skręcanie w kierunku modnego ostatnio retro rocka. To tu, to tam słychać wszak Led Zeppelin (Trojan), psychodeliczne inklinacje i skłonność do luźnej formy, dającej pewnie na koncertach asumpt do grania bardziej improwizowanego. Z tą stylistyką wokalnie współgra sam Kopeć, mający fajną barwę a i rockowy „zadzior”. Nie te elementy są jednak największą siłą Onerare, a dążenie do poszukiwań, łączenia, mieszania i tym samym eklektyczności materiału.
Bo sporo tu Karmazynowania (Tame The Time, S.O.S.) i zgrabnego funkowania (w Tame The Time, czy Set You Free sekcja naprawdę potrafi rozbujać). Muzycy nie zapominają też o jazzie. W takim S.O.S. mamy lekko jazzowy klimat, w który wpisane jest solo na harmonijce ustnej wspomnianego Dyjaka. Z kolei w Like Venus To Mars wpleciono partię skrzypiec Ady Kwaśniewicz, co przypomniało mi także krakowski (!) i trochę zapomniany CashMERE. A i to nie wszystkie atrakcje Onerare, wszak w najdłuższym w zestawie, prawie 11 – minutowym Trojan (dla mnie najlepszym na albumie) mamy orientalny wstęp, zaś kończący podstawowy zestaw zwięzły Phew zwraca uwagę onirycznością i snującą się partią gitary solowej.
Cóż, widać u artystów sporą muzyczną kulturę i osłuchanie. Oczywiście, to co tu jest ich największą zaletą, działa też w drugą stronę. Daje się zauważyć, że chcą upakować w swą muzę jak najwięcej smaczków i inności, co może budzić uczucie pewnego przeładowania. Tym bardziej, że granie do najłatwiejszych i przystępnych nie należy i regularnych odtworzeń w komercyjnych stacjach im nie zapewni. Pamiętajmy też, że nie są jedyni w swoim pomyśle na muzykę. W ubiegłym roku miałem okazję być na koncercie… krakowskiego Xposure eksplorującego zbliżone klimaty. Mimo to fajnie posłuchać niebanalnego debiutu, a taki z pewnością jest Onerare.