ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Richter, Max ─ Sleep w serwisie ArtRock.pl

Richter, Max — Sleep

 
wydawnictwo: Deutsche Grammophon 2015
 
1. Dream 3 (in the midst of my life) [10:04]
2. Path 5 (delta) [11:14]
3. Space 11 (invisible pages over) [5:16]
4. Dream 13 (minus even) [8:53]
5. Space 21 (petrichor) [4:48]
6. Path 19 (yet frailest) [7:51]
7. Dream 8 (late and soon) [11:54]
 
Całkowity czas: 60:02
skład:
Ben Russell, Yuki Numata Resnick, Grace Davidson, Caleb Burhans, Brian Snow, Clarice Jensen, Max Richter
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,4

Łącznie 7, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
21.09.2015
(Recenzent)

Richter, Max — Sleep

Gdy wieczór, machnąwszy ręką na pożegnanie słońca dopada wreszcie każdego z nas, tkwimy sobie we własnych wyobrażeniach czasu i przestrzeni. Nadchodzi Noc, ta z dawien dawna nieodgadniona i wręcz tajemnicza pora tęsknot, obaw i dziecięcych strachów. Nadchodzi z wolna… choć trzeba przyznać, że jej obraz ucywilizował się nam dziś mocno we wcieleniach wielkich miast, zakładając maskę i fartuszek poprawnej politycznie piastunki odpoczynku i wytchnienia. I tak schyłek dnia za sprawą szumu centrów handlowych, stroboskopowego błyskania cywilizacyjnych zabawek i jęku klaksonów niweluje dawne cienie i lęki obrazem przyjaznej, acz pozbawionej emocji pory odpoczynku, którą chronią strażnicy naszego złudnego bezpieczeństwa.

Dzięki temu, w blasku sodowych lamp wdzierających się przez zasłonięte rolety nie dostrzeżemy już przetaczającej się przez mrok ciemnej sierści dawnych widm i strachów. Tamten świat jeszcze gdzieś kryje się za oknem, trwając bliżej lub dalej, w swoistym zawieszeniu. Ale tu, obok, na asfaltowych ulicach mrok i tajemniczość rozpraszają ekrany smartfonów, liczących dystanse przebieganych kilometrów. O tak, dawny podział na dzień i noc zamiera gwałtowniej, aniżeli pozostawiony na skraju pustyni kwiat oczekujący na deszcz. Oto czym jest dla nas nasza cywilizacyjna Noc. To nie samotny lot ćmy, krzyk nocnego łowcy czy szuranie stóp jeża. Nie jest nią szum drzew, ani plusk fal na jeziorze. Nie obrazuje jej cisza spadających Perseid, ani bezkres gwieździstego nieba. Już nie.

I tak tajemniczość, ba, wyjątkowość nocnych chwil zepchnęliśmy poza nawias naszych mieszkań i osiedli. Bezpieczeństwo jawi się nam niebieską poświatą telewizorów, szumem wentylatora chłodzącego procesor i … taką samą paletą barw i szeptów, która dochodzi do nas zza ściany, z podobnego lokum zajmowanego przez sąsiadów. Ciepły blask ledowych lamp, wkomponowanych zmyślnie w oznaczonym ciepłymi kapciami szlak od kuchni, wiodących przez salon ku sypialni sugeruje, że kolejny wieczór będzie miał smak już raz wypitego wina. Albo zapach znanej róży, dosychającej w wazonie na kominku. Brzmienie muzyki, wpisującej się w naszą codzienność łagodnością nut sprokurowanych na potrzeby czasu zastygłego w fotografii.

Oto zatem nadciąga nasza cywilizacyjna noc. Przepełniona melancholią technologicznych zabawek czuwających nad jakością naszego snu. Ubraliśmy się w jej wszechogarniające bezpieczeństwo, bo tak winno wyglądać to wyglądać na początku dwudziestego pierwszego stulecia. Wybieramy dotykiem palca na ekranie interesujące nas emocje, pozostałe spychając poza nawias społecznościowego nieistnienia. Nasze strachy? Ależ owszem, istnieją, ale ich kształt zmienił się na zawsze. Jak my.

Cóż zrobić? Nic. Po co cokolwiek robić, skoro niczego to nie zmieni? Wybierzmy sen, bo ten jest jak poezja…

I stand amid the roar

Of a surf-tormented shore,

And I hold within my hand

Grains of the golden sand —

How few! yet how they creep

Through my fingers to the deep,

While I weep — while I weep!

O God! Can I not grasp

Them with a tighter clasp?

O God! can I not save

One from the pitiless wave?

Is all that we see or seem

But a dream within a dream?

...

Genialny album. Ale Max nie nagrywa innych…

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.