ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Black Sabbath ─ Black Sabbath w serwisie ArtRock.pl

Black Sabbath — Black Sabbath

 
wydawnictwo: Warner Music 1970
 
1. Black Sabbath [6:18]
2. The Wizard [4:21]
3. Behind the Wall of Sleep [3:37]
4. N.I.B. [6:04]
5. Evil Woman [3:22]
6. Sleeping Village [3:48]
7. Warning [10:34]
8. Wicked World [4:43]
 
Całkowity czas: 42:13
skład:
Ozzy Osbourne – vocal, harmonica
Geezer Butler – bass
Tony Iommi – guitar
Bill Ward –drums, vocal
Michael Howse – bass
Bill Russell – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,25
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,55
Arcydzieło.
,102

Łącznie 189, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
01.03.2015
(Recenzent)

Black Sabbath — Black Sabbath

Fajnie jest czasem popuścić wodze fantazji. Właśnie „czasem”. Byle nie za często, co by nie oderwać się od rzeczywistości jak Oko, Jaworski czy Macierewicz...

Jednakże pobawmy się chwilę w teorię równoległych. Tak, tę samą, którą zaproponował po raz pierwszy w roku 1950 Hugh Everett, mającą pomóc wyjaśniać tajemnice mechaniki kwantowej, aczkolwiek wprawiającą w zakłopotanie naukowców przez dziesięciolecia.


We wszechświecie Everetta za każdym razem, kiedy pojawia się nowa fizyczna możliwość, wszechświat dzieli się w taki sposób, że w każdym z jego odłamów przebiega inna wersja danego zdarzenia. Czyli streszczając: każda decyzja/wybór, który dokonujemy tworzy alternatywną rzeczywistość/wszechświat. Tak więc ostatecznie liczba możliwych scenariuszy jest nieskończona.

Także przenieśmy rzeczoną teorię na płaszczyznę historii muzyki rockowej....

Młody Jaś spotkał Franka. Tzn. pierwszy z nich wpadł na drugiego, gdy właśnie uciekał przed policyjnymi konstablami za kradzież batonika z pakistańskiego sklepiku w Handsworth. Franek wciąga Jaśka w boczną uliczkę Oakland Road i razem chowają się za śmierdzącym śmietnikiem, czekając aż kroki umundurowanych oficjeli umilkną w gwarze trajkotu rozklekotanych Vauxhalllów i pokrzykiwań właścicieli miejscowych wędzarni boczku. Po kilku minutach obaj spojrzeli na siebie wymieniając dwuznaczne spojrzenia; Franek wciąż trzymał dłoń na ustach Jaśka, by ten nie zdradził ich swoją obecnością, pograżąjąc nie tyle siebie samego, co skazując obu z nich na – nie należące do najmilszych – zmarnowanie kilku godzin życia w pokoju przesłuchań komisariatu na Chantry Road.

- Zabieraj tę śmierdzącą łapę, zboczeńcu, z mojej twarzy! – krzyknął Jaś.

- O co ci chodzi, kretynie? – odparł Franek – Darłeś ryja, jakby ci szczur w dupę wlazł podczas drzemki. Gdybym cię nie uciszył, to w West Bromwich by Cię usłyszeli.

- Nie licz na to, że wyliżę ci paluchy, parszywy zboczeńcu – Jaś szarpał się nadal, próbując się wyrwać z mocnego uścisku napotkanego kilka minut temu rówieśnika. – Nawet gdybym chciał, to wali ci z nich tak, jakby przykleiły ci się do jaj i nie byłeś w stanie ich przez miesiąc odkleić.

Franek zwolnił uścisk, co pozwoliło Jasiowi zaczęrpnąć kilka głębszych oddechów cuchnącego powietrza robotniczego Birmngham.

- Kurde, masz ścisk w łapach... ledwo mogę złapać oddech...

- To przez te cholerne nakładki na palce.

- A  na ch*** ci one.

- Przestań przeklinać. Po prostu pracowałem u wujka Jurka przy maszynie do cięcia blachy i opier**** sobie dwie opuszki palców u prawej ręki i teraz pomagają mi w graniu na wieśle.

- Grasz na wieśle?

- Tak, a co? Masz z tym problem?

- Nie, k****, żaden.

- No to na cholerę brzęczysz?

- Tak sobie, k****.

- Strasznie przeklinasz, wiesz o tym?

- Starzy tak gadają, więc uczę się od nich.

- A gdzie oni teraz są?

- W Galleonie.

- Chleją?

- Nie, w scrabble grają... Oczywiście, że chleją. Jak każdego dnia po pracy...

- A ty gdzie wtedy?

- A ja tu.

Franek z jednej strony czuł zażenowanie poziomem prowadzonej właśnie konwersacji, z drugiej jednak dziwną słabość do obdartusa, który impetem, z jakim na niego wpadł kilka minut wcześniej, niemal nie stratował mu żeber.

- Chodź, spadamy stąd. Wali tu strasznie.

- Bo chodzisz w obszczanych spodniach – próbował się odgryźć Jasio.

- Zamknij się, skręcamu w lewo.

Franek pociągnął Jasia osłaniając go niczym artylerzysta, próbujący wydostać siebie i rannego kolegę z okopów będących pod obstrzałem.

- Czemu w lewo? Tam jest tłoczno.

- Taaaa, wiem. Ja też nie lubię tych padalców z Community Centre z Bernhard Street, ale słyszałem, że w przytułku dla bezdomnych gra kilku kolesi z Afryki. Zresztą jak masz z tym problem, to jak wydrzesz ryja równie głośno, jak przed chwilą, to mendiarze z miłą chęcią zawrócą i na nowo wypróbują twoje sprinterskie możliwości.

- A co to ta Afryka? – zażenowany Jasio nagle zmienił temat.

- To taki kontynent pod nami...

- A, to tam gdzie zjadają się nazwajem?

- Oj, pieprzysz głupoty!

- Tak mi powiedzał kumpel, który do katolickiej szkoły chodził...

- A po jajach go tam nie macali?

- Odwal się...

Rookery Road pomimo swojego nagęszczenia ruchem dnia codziennego tej środy była wyjątkowo cicha. Smród spalin zastąpił odór moczu z pobliskich murów. Franek z Jasiem jednak szli pewnie i coraz bardziej wyciszeni. Każdy z nich czuł dziwną swobodę i - pomimo tej niezręcznej ciszy odzielającej ich równie szeroką przestrzenią, jak supermarket Toor’a od żeńskiego college’u na Handsworth Wood - miał poczucie harmonii i jedności osobowości. Z każdym krokiem - zdezelowanych obcasów niemelodyjnie wybijających rytm, tnący dziurawą niczym powojenne okopy brukowaną fasadę Rookery Road – czuli coś, czego obaj nigdy wcześniej nie doświadczyli. Było to uczucie, którego w życiu nie doświadczyli. Ani rodzice, ani miejscowa Hamilton School, ani Laburzyści, wymieniający się władzą z Torysami, ani skostniała religia nie były w stanie nakreślić im chociażby namacalnej formy tego, co właśnie z każdym rozluźniającym wydechem powietrza odczuwali...  Przyjaźni...

Pomyślmy cóż by się stało (czyt. co by się nie wydarzyło), gdyby ktokowiek/cokolwiek zakłóciłoby ten bieg zdarzeń....

 

 

 

PS Jaś to nikt więcej jak John Michael  (a.k.a. Ozzy) Osbourne, a Franek to Frank Anthony (a.k.a. Tony) Iommi

PS 2 Debiutancki album Black Sabbath został wydany 13 lutego (piątek) 1970 roku, czyli w symboliczny dzień, w którym aresztowano Templariuszy, kłamliwie oskarżonych przez króla Francji Filipa IV o herezję, sodomię i bałwochwalstwo. Stąd też takowy wydźwięk powyższej recenzji. Tym bardziej, iż lutowy piątek 13-go wypada w tym roku.

PS 3 Wszystkie fakty i miejsca zostały zmyślone. Bohaterowie nie...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.