ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Asia featuring John Payne ─ Recollections: A Tribute To British Prog w serwisie ArtRock.pl

Asia featuring John Payne — Recollections: A Tribute To British Prog

 
wydawnictwo: Cardotunes Records 2014
 
1.Sirius [2:11]
2.Eye In The Sky [5:03]
3.It Can Happen [5:36]
4.Court Of The Crimson King [9:20]
5.Highways Of The Sun [4:42]
6.I Know You're Out There Somewhere [6:55]
7.Rock and Roll Star [6:18]
8.Nothing To Lose [4:25]
9.Locomotive Breath [3:37]
10.Lucky Man [4:23]
 
Całkowity czas: 52:23
skład:
John Payne - śpiew, gitara basowa
Jeff Kollman - gitara prowadząca
Moni Scaria -gitara prowadząca
Jay Schellen - bębny
Erik Norlander - instrumenty klawiszowe
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 4, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
15.01.2015
(Recenzent)

Asia featuring John Payne — Recollections: A Tribute To British Prog

 

Nie jednemu fanowi wydawać się może, że dostaje nie tyle oczopląsu, co ma wrażenie, że widzi podwójnie; dwa twory dzierżące prawo do nazwy Barclay James Harvest. Martin Turner i Andy Powell na tyle się pożarli ze sobą o prawo do nazwy Wishbone Ash, że sąd musiał pogodzić panów i na dobrą sprawę nie opowiedział się po żadnej ze stron. Również Asia ma swoje dwa (nie tak) odmienne wcielenia.

Historię ekpiy Wettona i Downesa znamy chyba wszyscy. Miała być progowa supergrupa na lata 80-te, a zamiast tego pojawiała się oscylująca wokół pop-rockowej maniery kapela, która kilka hitów jednak miała. Panowie jednak kłócili się o pieniądze, wygrzygiwali sobie najróżniejsze nałogi i dobra fortuna od zespołu się odwróciła. Ostatecznie Wetton olał kumpli i po spektakularnych koncertach w Moskwie w 1990 roku wypisał się z interesu (miało to miejsce po raz drugi; pierwszy raz opuścił szergi zespołu w 1983 roku). Downes jednak postanowił ciągnąć dalej ten cyrk zatrudniając na jego miejsce Johna Payne’a. Zabieg był to nawet nie tyle ryzykowny ze względu na to, że musiano znaleźć zastępstwo na miejsce kogoś tak znaczącego jak wokalista (choć wcześniej gawiedź nie miała problemu z zaakceptowaniem Grega Lake’a jako substytut Wettona), ale o samą osobę następcy. No bo nie oszukujmy się; John Payne to zupełnie inna bajka, aniżeli jego poprzednik. Mocny, niemal heavy-metalowy głos nowego frontmana Asii miał się jak pięść do nosa w porównaniu do ciepłego i często nostalgicznego śpiewu Wettona. Jednak Downes poszedł na całość i uznał, że z takim zabiegiem będzie jak z przeszczepem lub śniadaniem na kacu: przyjmie się, albo nie.

Początki były więcej niż obiecujące; panowie wystatrowali ze świetną płytą „Aqua” w 1992 roku, którą smiało można postawić obok pierwszych dwóch wydawnictw kapeli z początku lat 80-tych. Potem jednak był już zjazd w dół; co płyta to większy kiks. Jednak – jakby ku przestrodze i jakby przeczuwając to, że obecna formuła się wypaliła – zespół zaskoczył na „do widzenia” pozytywnie płytą „Silent Nation” w 2004 roku.

Potem jednak Downes wymyślił sobie reaktywację grupy w złotym składzie z początków kariery. Zarówno Wetton jak i Palmer i Howe byli więcej niż chętni, aby pograć sobie razem jeszcze raz. Jak łatwo się domyśleć, Payne zachwycony obrotem sprawy nie był i postanowił, że skóry tanio nie sprzeda. Szarpał się z Downesem, szarpał i wyszrpał swój kawałek tortu, a mianowicie pewne prawa do używania nazwy Asia. Czy miał do tego jakiekolwiek racje, czy nie to już inna sprawa. Fakt jednak pozostaje faktem, iż Payne był wokalistą Asii dłużej niż Wetton i – co nie jest bez znaczenia – tak samo jak swój poprzednik, był współautorem lwiej części materiału, który znalazł się w całym przekroju jego 12-letniej obecności w szeregach kapeli.

Jak historia potoczyła się dalej? Zreformowana Asia z Wettonem wydała kilka wyjątkowo przeciętnych płyt (z których tylko „Omega” prezentowała nieco wyższy poziom) po których Howe znów uznał, że mu się znudziło i odszedł.

A Payne? Przejściowy projekt GPS, no i potem przymiarki pierwszego albumu firmowanego nazwą Asia Featuring John Payne. Płyta o roboczym tytule „Americana” miała się ukazać w 2012 roku (klip promocyjny do utowru „Seasons Will Change” krążył już w internecie jako zapowiedź krążka) jednak coś nie wyszło i zamiast tego dwa lata później ukazało się „Recollections: A Tribute To British Prog”.

Problem z płytami z tzw. coverami jest jeden. Trzeba mieć na nią pomysł. W tym momencie masz dwie opcje: idziesz na całość i bawisz się utworami, przedstawiając swoję interpretację muzyki, albo idziesz na łatwiznę i odgrywasz je nuta w nutę. Payne i spółka wybrali tę drugą opcję.

Z jednej strony jest to pewnego rodzaju okazanie szacunku oryginałom. Wychodzimy z założenia, że ideałów się nie poprawia, bo poprawić nie ma czego. Inna kwestia to sam wybór kompozycji na taki album. Czy „It Can Happen”, „Highways Of The Sun”, czy „I Know You’re Out There Somewhere” to rzeczywiście kawałki poprzez które możemy oddać hołd Tym Największym? Odpowiedź zdaje się być „nie”, jednakże z drugiej strony na artystyczne samobójstwo wyglądałoby łapanie się za „Awaken”, „Lady Fantasy”, czy „ Nights In White Satin”. To nie ta kategoria wagowa na możliwości Payne’a i jego Asii...

Jedynie oczka można mrużyć z niedowierzania widząc w zestawie „Court Of The Crimson King”, ale na szczęście brzmienie Asii jakoś nie zmasakrowało tego klasyka bardziej niż można było się tego obawiać. Wprawdzie klimat, czar i przede wszystkim brzmienie nie to, jednakże całości jakoś miło się słucha i to bez specjalnych palpitacji serca.

Jednak po przesłuchaniu całości przyznać trzeba, że wybór utworów był w sumie całkiem przemyślany aniżeli początkowo miało się zdawać; mamy tutaj głównie proste, nie specjalne ambitne kompozycje, brzmieniowo bardzo bliskie temu w czym Payne (i Asia w przekroju całej kariery) czuje się najlepiej. „I Know You’re Out There Somewhere”, „It Can Happen”, lekko kulejące (zresztą tak samo jak oryginał) “Highways Of The Sun”, czy “Eye In The Sky” to w sumie kompozycje bliskie stylistyce Asii i chyba dlatego wypadają tutaj najlepiej. Nieco gorzej rzecz wygląda z „Nothing To Lose” i przede wszystkim „Lucky Man”; wersje ekipy Payne’a jakoś mnie nie przekonują. Zaskoczeniem jest natomiast wersja „Locomotive Breath” – chyba jedyny w zestawie, który został nieco bardziej zmieniony w porównaniu ze swoim pierwozworem. Przede wszystkim mocniej zagrany z nieco zbyt elektyzowanym, ale w sumie fajnym wstępem do tego nieco nieśmiale snujący się tu i ówdzie Hammond. Reasumując: takie milsze zaskoczenie.

Wrażenie jakie odniesie się po płycie takiej jak ta zależy tylko i wyłącznie od nastawienie słuchacza. Jeśli takowy oczekuje górnolotnych klimatów i ma nie wiadomo jak wygórowane oczekiwania, może co najmniej się rozczarować. Jednak jeśli szukacie miłego zestawu muzycznego pod zmywanie naczyń tudzież segregację prania to ta płyta przypadnie Wam do gustu, gdyż przede wszystkim (i zapewnie co najważniejsze) fajnie się jej słucha.

Co by nie mówić, dopiero premierowy materiał pokaże na co naprawdę ekipę Payne’a stać. Życzę im powodzenia!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.