Simeon Soul Charger to formacja pochodząca z Akron w amerykańskim Ohio, której początki sięgają 2008 roku. Swoje pierwsze nagrania opublikowała w formie dwóch EP-ek: Simeon Soul Charger (2009) i All Rather Dead (2010). W kolejnym roku przyszedł czas na pełnowymiarowy debiut Meet Me In The Afterlife, a w 2012 roku na album numer dwa - Harmony Square. Co ciekawe, wydawcą płyt Amerykanów jest należąca do muzyków RPWL wytwórnia Gentle Art Of Music, zaś aktualną siedzibą formacji bawarskie Monachium.
Wystarczy spojrzeć na okładki albumów grupy, logo formacji, czy wreszcie na samych muzyków, aby całkiem trafnie określić kierunek ich artystycznych poszukiwań. Nie da się ukryć, że Simeon Soul Charger wpisuje się w pewną falę zespołów retro-rockowych, które starają się w XXI wieku odkurzyć klimat grania sprzed 40 laty. Jesteśmy zatem gdzieś w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, w epoce dzieci kwiatów, zahaczamy też o początek lat siedemdziesiątych…
Na A Trick Of Light króluje więc głównie psychodelia, nie brakuje w nim jednak też odniesień do bluesa, blues-, hard-, czy stoner rocka, wreszcie folku i rocka progresywnego. Nazw, które mogły inspirować Amerykanów można wymieniać dziesiątki poczynając od Davida Bowiego, poprzez The Beatles, Pink Floyd, Jimiego Hendrixa, Queen, T.Rex, a na Cream kończąc. Poza tym czuć, że to silnie amerykańskie granie.
Najfajniejsze rzeczy na A Trick Of Light dzieją się w pierwszej części albumu i wpisane zostały w dosyć proste, niezbyt szybkie, chwilami wręcz balladowe kompozycje o ciekawej melodyce. Takie są The Prince Of Wands, Heavy, naprawdę piękny Evening Drag i How Do You Peel. W tym ostatnim, na samym początku, możemy nawet poczuć ducha The Moody Blues. Zresztą, w otwierającym całość The Prince Of Wands Aaron Brooks śpiewa trochę jak Justin Hayward. W drugiej części krążka kwartet bardziej urozmaica swoje granie. Instrumentalny, bardzo oniryczny Where Do You Hide przynosi nieco Lynchowskie klimaty, z kolei następujący po nim Workers Hymn ma jakby pastiszowo – wodewilowy charakter. Warto też odnotować kawałek zacnego bluesa, czyli nową wersję klasyka I Put A Smell On You, który wykonywał Screamin' Jay Hawkins.
Fajny krążek dla fanów klasycznego rocka oraz wielbicieli staromodnych i przy tym naturalnych brzmień. Muzycy zadbali zresztą o nie nagrywając ten album w konwencji „na żywo, ale w studio”.