Nie wszyscy wiedzą, że znają Marketę Irglovą. Artystka, kojarzona jest przede wszystkim dzięki genialnej roli w filmie Once, ale też na co dzień jest aktywną piosenkarką i zarazem jedną z najpopularniejszych czeskich artystek eksportowych. Po trzech latach wydawniczego milczenia, kilkudziesięciu koncertach i perturbacjach w życiu prywatnym powraca z albumem Muna – pozycją, po którą zdecydowanie warto sięgnąć.
W przypadku Markety chociaż chwilę recenzji wypada poświęcić biografii artystki. Gdy miała 13 lat, do jej rodzinnej, niewielkiej miejscowości w Czechach, na koncert przyjechała grupa The Frames, której już wtedy liderował Glen Hansard. Organizatorem występu był ojciec Markety, który zapoznał swoją córkę z Glenem i tak zrodziła się wielka przyjaźń muzyczno-prywatna. Współpraca duetu oraz reszty muzyków The Frames wywołała eksplozję popularności i zaowocowała powstaniem filmu Once w 2007 roku (Marketa miała wtedy 19 lat). „Falling Slowly” – piękna, liryczna kompozycja na pianino i gitarę otrzymało nawet Oscara od zdecydowanie mainstreamowej Akademii Filmowej. Zespół pod nazwą The Swell Season wydał w międzyczasie dwa albumy, zagrał wiele koncertów (w tym w warszawskie Stodole), a Marketa i Glen zostali parą także w życiu prywatnym.
Romantyczna historia skończyła się w 2009 roku. Para rozstała się (w przyjaźni), a po dwóch kolejnych latach zespół The Swell Season zawiesił działalność. Muzyczne i życiowe ścieżki Markety i Glena rozeszły się i obydwoje rozpoczęli kariery solowe, które nie przyniosły im jednak dotychczas tak dużej sławy. Glen zawitał do Warszawy w zeszłym roku, ale nie pokazał charyzmy znanej z czasów The Swell Season, a pierwszy album Markety Anar był dość nudny i nie uzyskał uznania ani fanów, ani krytyków. Rok 2011 był jednak dość burzliwy w jej życiu – po roku małżeństwa rozstała się z czeskim producentem Anar, wyjechała do Islandii i tam związała się z Sturla Mio Borissonem, z którym ma córkę Árveig urodzoną w listopadzie 2013 roku. W międzyczasie powstał drugi album artystki - Muna (isl. Pamiętając). Piękna, spiritualna muzyka jest wyrazem wewnętrznej przemiany duchowej Markety, jej poszukiwań, a także zawiera wiele wpływów różnych kultur. z którymi artystka miała styczność. Wspaniała muzyka – pełna piękna i emocji.
Muna jest albumem bardzo bogatym w dźwięki. Marketa do współpracy zaprosiła 27 muzyków, a w tym Roba Bochnika z The Frames, swoją siostrę, Aidę Shahghasemi z Iranu, pełny chór, perkusjonalistów i kwartet smyczkowy. W efekcie brzmienie na albumie jest bardzo głębokie i zawiera wiele zaskakujących połączeń instrumentalnych. Album otwierają dzwony kościele i wycofane głosy chóralne będące wstępem do „Point Of Creation”. Po chwili dołącza Marketa, a my zostajemy wprowadzeni w bardzo duchowy nastrój, wręcz modlitewny, bo nawiązania do brzmień zarezerwowanych dla katedr i kościołów są aż nader wyraźne. Niedługo potem słyszymy „The Immemorial” – bardzo dobrą, liryczną kompozycję. Na czele jest Marketa i pianino, ale wciąż towarzyszy jej chór. Typowymi dla artystki kompozycjami, utrzymanymi w podobnym nastroju są chociażby „Without A Map”, „Mary”, czy „Phoenix”. Specyficznym utworem, emocjonalnie rozedrganym jest „The Leading Bird”, w którym do Markety dołącza Aida pochodząca z Iranu. Narrację prowadzą dwa kobiece głosy splecione w jedną całość – momentami jest to bardziej mantra, modlitwa o pokój, radość i piękno. W drugiej części pojawiają się akcenty smyczkowe, które jeszcze dokładniej i precyzyjniej budują klimat. Do arabskich brzmień, które w znacznej ilości pojawiały się na poprzedniej płycie artystki nawiązuje „Fortune Teller”. Sporo tutaj brzmienia kojarzonego głównie z kulturą Maurów (połączenie motywów arabskich i iberyjskich). Świetnie słucha się także chociażby „Remember Who You Are”, który mogłoby spokojnie znaleźć się w repertuarze Joni Mitchell – utwór kończy niesamowity wulkan emocji i wodospad dźwięków, czyli konstrukcja, którą tak dobrze znamy z dokonań islandzkich zespołów. W nurcie Sigur Ros, Mum itd. utrzymany jest także dość eksperymentalny „Gabriel”, w którym pojawia się trochę więcej gitar, dęciaków i szybszego rytmu. Album zamyka przepiękna ballada „The Right Here” z klamrą nawiązującą do otwierającego całość „Point Of Creation”.
Muna to album osoby spełnionej – jako artystka, matka, żona, kobieta. Słychać to przy każdym dźwięku. Wypełnia go muzyka bardzo osobista i szczera, obrazująca duchową i życiową wędrówkę Markety z ostatnich lat. Znając osobisty wymiar dźwięków zawartych na Muna odkrywamy jej drugie dno, które ukazuje, że sztuka nie jest tylko produktem dla odbiorcy, ale też emocjonalną i wewnętrzną przeprawą dla twórcy.