Trudno w to uwierzyć, ale jest to debiutancki koncertowy album Carli Bruni. Była Pierwsza Dama Francji po ciepło przyjętym krążki Little French Songs wyruszyła w najobszerniejszą w swojej karierze trasę koncertową promującą materiał, a występ z paryskiej Olimpii został zarejestrowany. A l’Olympia ukazuje artystkę jako niezwykle przyjazną osobę, pełną naturalnego uroku i budzącą sympatię. Rozbrat z wielką polityką i powrót do artystycznych korzeni wyraźnie jej służy.
Zdecydowanie polecam sięgnąć po pełny digipack – zawierający zarówno CD, jak i DVD. Sam w sobie jest on przygotowany bardzo dobrze. Rozkładana okładka, piękne zdjęcia, dobrze opisane płyty sprawiają, że słuchacz (i widz) wie, że obcuje z artystką, która traktuje zarówno odbiorcę, jak i swoją muzykę z należytym szacunkiem. Na cały występ złożyło się 21 utworów (wersja CD zawiera 19 kompozycji), z których tylko jedna (ale za to jaka!) zaśpiewana jest po angielsku. W „All The Best” Carlę wsparła legenda alternatywnego rocka – Marianne Faithfull. Stonowana, nieco przygaszona i jakby porażona autorytetem, z którym jest na scenie, Bruni pokazuje swój wewnętrzny wdzięk, którym czaruje również przez pozostałą część występu.
Materiał przedstawiony na koncercie ma charakter bardzo przekrojowy. Znajdziemy sporo utworów z Little French Songs ale też wiele innych z poprzednich trzech płyt artystki. Całość została obudowana w swobodny mariaż chansonu z jazzem, a Carli towarzyszą sprawdzeni muzycy – jest gitara, perkusja, czasem trąbka. Wszystko to jest pełne wysublimowanego smaku i wyczucia. Taki klimat jest budowany przez cały występ, a odbiorcy mają wrażenie, że Carla śpiewa właśnie dla nich – nie ma tu ani chwili sztuczności, zbytecznego artyzmu, czy udawania.
Na oddzielny akapit zasługuje genialna praca kamerzystów rejestrujących koncert. Doskonale łapią oni detale, plany, świetnie wplatają wizualizacje w obrazy nagrywane na żywo. Wszystko to jest zmontowane z odpowiednim tempem, wyczuciem i stanowi idealne dopełnienie do dźwięków płynących z głośników. Do DVD dołączony został jeszcze ponad 20-o minutowy dokument przedstawiający „od kuchni” amerykańską część trasy. Już pierwszy wywiad radiowy, w którym trochę speszona Carla mówi, że jest to jej pierwsza „muzyczna” wizyta w Stanach ukazuje nam prawdziwą osobowość kobiety, która przez ostatnie kilka lat trafiała na pierwsze strony gazet, ściskała ręce najważniejszych polityków na świecie i ani na moment nie mogła sobie pozwolić na chwilę słabości. Kamera towarzyszy Carli przy codziennych czynnościach i utwierdza nas w przekonaniu, że jej prezencja na scenie jest faktycznym obrazem jej osobowości.
A l’Olumpia nie jest albumem niezastąpionym. Nie zawiera w sobie niezwykłej muzyki, nie jest to nic odkrywczego. Ale magia, która go otacza, to jak Carla Bruni prezentuje najpiękniejsze elementy francuskiej muzyki sprawia, że naprawdę trudno się od niego oderwać. Przyjemna, jesienna opowieść – pełna wdzięku i wyczucia. Na pewno nie raz będzie mi towarzyszyć podczas długich deszczowych wieczorów.