Frontside to uznana marka na rodzimym rynku. Od 20 już lat rzesza fanów poguje, robi młynki i ściany śmierci na ich koncertach. Wydawało się, że grupa z Sosnowca już na stałe usytuowała się gdzieś pomiędzy metalcorem, hardcorem i heavy metalem, aż tu nagle, jako zapowiedź nowego albumu Sprawa jest osobista do sieci trafia singiel „Legenda”…
Prawie wszystkie zespoły, z okazji rocznicy „coś” wydają. Zazwyczaj jest to jakiś best of, czasem nowy album, czasem książka, remastery… A Frontside robi gatunkową woltę w okolice lżejszego hard rocka i śpiewa w promującym wydawnictwo singlu „Szatan na tronie/ Cała ludzkość w piekle płonie/ Szatan na tronie/ Ciska z dupy ogniem/ Jest tak zły,/ skaczą po nim dzikie pchły/ Sześć sześć sześć,/ toż to numer bestii jest!”
No i jak ja w ogóle mam to na poważnie recenzować?! Cóż, przyznam, że od samego początku byłem zwolennikiem „Legendy” :) Lubię zabawę konwencją, podobał mi się tekst, teledysk, ale też świetna muzyka, która była dobrym, klasycznym hard rockowym uderzeniem z poteżną solówką. Czego może oczekiwać więcej fan rocka? Gdy gruchnęła informacja, że cały album ma być odejściem od hardcore’owej konwencji, tym chętniej odpakowałem płytę i odpaliłem ją w odtwarzaczu. Kompletnie nie wiedziałem, czego się spodziewać, więc uczucie, które mi towarzyszyło było lepszą wersją wsuwania bombonierki bez wcześniejszego sprawdzenia, co jest w konkretnych czekoladkach.
A jest, o czym pisać. Po intro w postaci „Tych kilka słów” rozpoczynamy niezwykłą podróż po gatunkach, które na przestrzeni ostatnich 20 lat były w rocku modne. „Wszystko albo nic” to klasyczne hardrockowe granie – dobra nawijka wokalno-gitarowa i nacisk na rytmikę powodują, że utwór to koncertowa petarda. „Jestem” uderza w stylistykę nieco stonerową i rapcore’ową, ale w zwrotce i rytmice bardzo mocno kojarzy się z Luxtorpedą (szczególnie ze względu na krzyczony wokal a la Litza). „Ewolucja albo śmierć” z Roguckim na wokalu, ale też zamykający album „Nieważne”, brzmią jak Coma za swoich najlepszych, moim zdaniem, początkowych lat. Warto dodać, że Frontside wycisnął z Roguca to, co najlepsze i śpiewa on tak, jak w ostatnich latach zdarza mu się niestety coraz rzadziej. Miło słucha się „Mieć, czy być” z Olą Kasprzyk na wokalu. Bardziej melodyjny utwór z tekstem, który pokazuje, że Panowie z Frontside wciąż bacznie obserwują świat wokół nas i mają coś na jego temat do powiedzenia. Warto zwrócić też uwagę na „Jaki kraj taki Rock’n’Roll” z balladowym wstępem, który przechodzi później w bardziej rasowe, gitarowe granie przypominające Irę lat 90tych. Nie gorzej jest w „Polsce” – bardziej kabaretowym, trochę rapowanym utworze z nieco politykującym tekstem. Takich kawałków jak ten też w Polsce w ostatnich 20 latach powstało sporo…
Podsumowując, Frontside swoim najnowszym albumem sprawił fanom i recenzentom nie lada problem. Czerpią mocno z dorobku (przede wszystkim polskiej) muzyki rockowej wręcz garściami, ale wyraźnie na swój sposób. Co więcej, zupełnie zmienili stylistykę, a taka „Legenda” stawia przed słuchaczem pytanie, czy nie zrobili tego przypadkiem „dla jaj”. Czy ta płyta ma być żartem? Czy całkiem nowym Frontside? Czy też ma to być taki właśnie muzyczny concept album złożony z różnych gatunków około rockowych?
Przyznam, że trudno na to pytanie odpowiedzieć, ale w sumie nie jest to ważne, bo Sprawa jest osobista to 10 porządnych rockowych kawałków. Nie ma zapychaczy, słucha się tego świetnie, są dobre teksty (po Polsku!), dobre granie, dynamiczne power solówki i jest taka cholerna rockowa radość, której już dawno nie miałem okazji poczuć słuchając polskiego zespołu!