ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Opeth ─ Orchid w serwisie ArtRock.pl

Opeth — Orchid

 
wydawnictwo: Candlelight Records 1995
 
1. In Mist She Was Standing [14:09]
2. Under the Weeping Moon [09:52]
3. Silhouette [03:07]
4. Forest of October [13:04]
5. The Twilight is My Robe [11:03]
6. Requiem [01:11]
7. The Apostle in Triumph [13:01]
 
Całkowity czas: 65:31
skład:
Mikael Åkerfeldt – śpiew, gitara
Peter Lindgren – gitara
Johan DeFarfalla – gitara basowa, dodatkowy wokal
Andres Nordin – perkusja i inne instrumenty perkusyjne, fortepiano
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,5

Łącznie 14, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
04.04.2014
(Gość)

Opeth — Orchid

Historia tego niezwykłego zespołu, który wielu zalicza do prekursorów czy też klasyków tzw. progresywnego (death) metalu kończy się, na chwilę obecną, albumem z 2011 r. pod tytułem Heritage. A jak się zaczęło? Od roku 1990 do 1993 dochodziło do mnóstwa zawirowań w składzie. Rok później rozpoczęły się prace nad płytą i wreszcie w 1995 r. powstał debiutancki album Orchid. W tym czasie chyba nikt nie miał wątpliwości co do określenia twórczości Opeth jako metal a nawet death metal…*

Płyta rozpoczyna się chyba w najlepszy, możliwy sposób – utworem „In Mist She Was Standing”. Serwowane przez zespół mocne metalowe fragmenty raczą niezliczoną ilością riffów dwóch gitar. Poszczególne tematy przeplatają się ze sobą lub dopełniają, tworząc swego rodzaju „falę dźwięków”. Od czasu do czasu zespół uderza zapadającymi w pamięć, klasycznie-metalowo brzmiącymi solówkami. Oprócz gitar na pierwszy plan jest też wysunięty wokal Mikaela Åkerfeldta, kojarzący się z death metalem, jednak z pewnymi naleciałościami blackmetalowymi. Gitara basowa mimo wszystko też ma swoje momenty… Gdy nastrój poszczególnych utworów zmienia się na liryczny i spokojny, pojawia się gitara akustyczna, czysty wokal, a także TE charakterystyczne dla tego albumu partie basu (groove). Sprawiają one wrażenie, że całość oprócz wyraźnie kontrastujących ze sobą fragmentów (ostro-delikatnie) posiada jakby jeszcze jeden wymiar. Tak właśnie jest w „In Mist She Was Standing” i „The Twilight is My Robe”.

W “Under the Weeping Moon” mamy akustyczny, nerwowy początek, właściwe dla albumu Orchid przeplatanie fragmentów ciężkich i delikatnych, ale też (pod koniec utworu) fragment psychodeliczno-progresywny. „Forest of October” za sprawą wolniejszych i cięższych riffów posiada z początku nieco pierwiastka doommetalowego. Potem jednak powracają galopujące riffy i solówki. „The Twilight is My Robe”, oprócz wspomnianego wcześniej charakterystycznego basu, wyróżnia się bardzo ciekawym motywem gitarowym (około 5 min. i 30 s.), który autorowi tekstu wrył się w pamięć na długie miesiące. W ostatnim utworze, „The Apostle in Triumph”, czeka na słuchacza dziwny, może nieco mylący wstęp, po którym następuje wyciszenie, a zaraz potem wszystko rozkręca się ponownie. Ta kompozycja jest też przykładem, że „Benighted” ze Still Life nie jest jedynym „camelowym” momentem w dorobku grupy. ;)

Na Orchid znajdują się jeszcze dwa utwory „miniaturki”. Różnica między nimi jest jednak zasadnicza:  „Silhouette” jako fortepianowy, solowy popis Andresa Nordina może intrygować swoim dramatyzmem, ekspresją. Nadaje płycie pewnej szlachetności. „Requiem” to trwające nieco ponad minutę wprowadzenie do ostatniej kompozycji, które samo w sobie nie jest na tyle wyraziste, jak np. pełniące podobną rolę  „Embryo” z Master of Reality Black Sabbath.

* Na zakończenie chciałem dodać, że wzmianki o Heritage nie mają za zadanie wyrazić mojego ubolewania z powodu tak wyraźnej zmiany stylu zespołu w porównaniu do początków działalności. Czas pokaże, czy tęsknota za czasami, gdy w ekipie Mikaela Åkerfeldta królował ciężar i growling, będzie jedynym, co nam pozostanie, jeżeli chodzi o przyszłość Opeth. Jestem jednak pełen przekonania, że „Dziedzictwo” znajdzie swojego godnego i niepowtarzalnego następcę. Bez względu na to, jaki to będzie styl. Oby już wkrótce!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.