Sześć długich lat. Tyle czasu minęło od wydania 13th Star, ostatniej płyty studyjnej Fisha. Wszyscy pamiętamy, jak gorzki i ponury był to album, a do tego szorstki w warstwie wokalnej. Nie ma co ukrywać, że „trzynasta gwiazda” świeciła mocno już zmatowiałym blaskiem Artysty, z rzadka kojarzącym się z jego dawnym splendorem. I choć była to płyta muzycznie bardzo dobra, budziła pewne uzasadnione obawy o przyszłość artystyczną wokalisty, który wyraźnie utracił charakterystyczny „pazur” i lekkość wyrażania emocji. Potwierdzała to również trasa Clutching At Stars, podczas której Fish daleki był od dobrej formy wokalnej. Do tego szereg osobistych niepowodzeń Szkota sprawiał, że każdy kolejny rok zdawał się oddalać nadzieje na premierowy materiał.
But here I am, eye to eye and face to face
with the other side of me
Ta refleksja, pochodząca ze wzruszającej i bardzo osobistej ballady Other Side Of Me, zwiastuje punkt zwrotny w karierze Fisha. Kilka miesięcy temu dotarły do mnie doniesienia, że Artysta mocno zadbał o swoje zdrowie, zastępując trujące nałogi ćwiczeniami fizycznymi. Dzięki temu nabrał mocy oraz pewności siebie i jest to momentalnie wyczuwalne w jego głosie, który na A Feast Of Consequences bez wątpienia jest w najlepszej formie od czasu Raingods With Zippos. Już pierwsze dźwięki Perfume River dają poczucie, że tym razem zostanie on wykorzystany w muzyce ambitniejszej i ciekawszej, niż momentami nieco nudnawe i egocentryczne zwierzenia z płyty 13th Star. I tak jest w istocie, bo oto z miejsca przenosimy się nad rzekę Sông Hương w środkowym Wietnamie (zwaną „perfumową” za sprawą wpadających do niej wonnych płatków orchidei). Nietrudno domyślić się, że nie jest to opowieść z gatunku podróżniczych, nie zabraknie w niej dramaturgii i uniesień wokalu, których oczekujemy od Fisha.
Całą płytę cechuje ciężar tematyczny, którego niespełna przed dekadą doświadczyliśmy na albumie Field Of Crows, zwłaszcza w otwierającym go utworze The Field:
The body lay on fragrant earth under empty skies in an open field,
A shallow grave, unmarked, unnoticed,
in crumbling furrows carved by rusted ploughs,
They will bury your empty coffin; they will raise for you a stone,
They will know you fell in glory,
In the corner of some lonely foreign field
Słowa te przywołuję nie bez powodu: wówczas tematem przewodnim była bitwa na Kosowym Polu w 1389 roku, tym razem jest nim bitwa nad Sommą w roku 1916, opisana w blisko półgodzinnej suicie High Wood. To właśnie tam, zaledwie pierwszego dnia bitwy, zginęło blisko 60 tysięcy brytyjskich żołnierzy, zaś w walkach o tytułowy Wysoki Las poległo ok. 8 tysięcy żołnierzy, z czego wielu do dziś nie zostało zidentyfikowanych. Ich pamięci poświęcony jest tekst rozpoczynający suitę:
Chill, break of day, a light frost thawing,
Sun, pale and grey, a spectral morning,
Tractors crawl, horsepower straining,
carve the earth the ploughshares turning
The sod that hides where dead men lie,
the lost and fallen of wars gone by
Gathering the iron harvest reminders
of their bloody madness
Whose bones in furrows sometimes rise
to plead to be identified
W porównaniu do zacytowanego wcześniej fragmentu The Field słowa te wydają się bardzo znajome, wręcz sparafrazowane, lecz tym razem historia została opowiedziana ze znacznie większym przejęciem i ciężarem, potęgowanym przez doskonale wyważone partie skrzypiec i fortepianu. Każda z pięciu części suity High Wood składa się na muzyczny pomnik pamięci ofiar wojny, której konsekwencje odczuwamy do dziś, a której setną rocznicę wybuchu będziemy wspominali już za kilka miesięcy.
Konsekwencje, a w zasadzie „uczta konsekwencji” jest tematem kilku innych utworów na albumie. Kompozycja tytułowa, oferująca powrót do akustycznych brzmień, w przebojowy sposób porównuje wygasające uczucie do wyczerpujących się zasobów naszej planety, lecz dopiero akustyczna ballada Blind To The Beautiful przemawia do wyobraźni w sposób naprawdę poruszający. Jest to szereg muzycznych obrazów, składających się na błagalny krzyk Matki Natury – zniszczonej i sponiewieranej do tego stopnia, że Artysta nie dostrzega już piękna w jej zachwycających niegdyś kreacjach:
The oceans are rising, islands in time disappear,
The canyons burning, forests consumed by the flames,
Wildfires rage across the plains to be starved by barren soil,
Deserted farms where seeds refuse to grow,
I close my eyes to cloudless skies
I dream of what we had before,
I just can’t see the beautiful any more
Ostatnie dwa utwory na płycie – Other Side Of Me oraz The Great Unravelling to doskonały przykład synergii w muzyce, bowiem zarówno partie wokalne utalentowanej Elisabeth Troy Antwi, jak i popisy gitarowe Robina Boulta wnoszą wiele do obu utworów i stanowią o ich sile. Miałem pewne obawy, czy Robinowi uda się godnie zastąpić charyzmatycznego i doskonałego technicznie Franka Ushera, lecz jego młodszy kolega doskonale poradził sobie z trudnym repertuarem zawartym na krążku. Szczególne emocje niesie ze sobą (nieco gilmourowskie) solo wieńczące album, każdorazowo przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Świetna robota!
Długo zastanawiałem się nad minusami płyty i na chwilę obecną potrafię wymienić jedynie niezbyt udaną piosenkę All Loved Up, która jest tak samo miałka i nijaka, jak opisane w niej pokolenie facebookowych celebrytów. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego właśnie ten utwór został wybrany na pierwszy singiel promujący album, od poziomu którego ta kompozycja akurat najmocniej odstaje. Znacznie lepszym wyborem byłby moim zdaniem utwór tytułowy, zdecydowanie ciekawszy muzycznie i tekstowo. Ja przynajmniej należę do grona fanów Fisha, którzy w jego twórczości najbardziej cenią sobie poruszające słowa i melodie, a przede wszystkim niebanalną tematykę. To wszystko znalazłem w samej tylko suicie High Wood, stanowiącej magnum opus płyty. Cała reszta jest dla mnie pysznym deserem wieńczącym rybną Ucztę - dość nietypową, bo konsumowaną ze słuchawkami na uszach.
Fish powraca w formie, jakiej nie spodziewali się chyba nawet najbardziej zagorzali fani Wielkiego Szkota. A Feast Of Consequences to doskonale zagrana, poruszająca i świeża płyta. Mocny kandydat do miana albumu roku. Polecam każdemu.