wydawnictwo:
Produkcja własna / Self-Released 2013
1. The Last Rising - [7:44] 2. Critical - [4:02] 3. Refusing Redemption - [4:57] 4. Embrace the Extinction - [4:58] 5. In this Hour - [4:03] 6. Flames of the Wrath - [4:54] 7. Revelations - [5:36] 8. Liberate Me - [3:21] 9. Facing God - [4:55] 10. The Burial of The Sun - [9:42]
Ocena:
7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
25.06.2013
(Gość)
Syntezis — Burial of the Sun
Nad wypaloną i pozbawioną wody ziemią wstaje nabrzmiałe słońce przechodzące w agonalną fazę swojego istnienia. Ta sama gwiazda, która do tej pory dawała życiodajną energię, teraz pochłania i niszczy wszystko co sama tworzyła. W tym niegościnnym świecie ostali się już tylko najsilniejsi. Pozostaje im przyglądać się powolnej, nieuniknionej agonii. Takim obrazkiem rodem ze świata SF wita nas zespół Syntezis w roku 2013. Mogę od razu nadmienić, że w tym wypadku moim skromnym zdaniem słowo synteza nie odnosi się do znanej chyba wszystkim, a spopularyzowanej przez niezapomnianą scenę z „Rejsu”, teorii sztuki ale raczej do dość brutalnej i nie dającej się w pełni ujarzmić siły wyciągniętej z syntezy jądrowej.
Po takim wstępie raczej nikogo zdziwić nie powinno, że omawiany krążek zawiera solidną i brutalną dawkę trash/death metalu. Nie mam tutaj na myśli płodów chorych umysłów rodem z Canibal Corpse czy Six Feet Under ani technicznych wywijasów Death. Pochodząca ze Stargardu Szczecińskiego ekipa raczej bez zbędnych skrupułów rozprawia się ze słuchaczem budując apokaliptyczne obrazy za pomocą ściany gitar i nieustannego growlu wokalisty. Wszystko toczy się z gracja walca drogowego lub szarżującego nosorożca- nie ma przebacz! Nie da się też ukryć, że uczyli się u najlepszych- Bolt Thrower jest chyba najbardziej naturalnym porównaniem.
Płytę otwiera The Last Rising- gitarowe intro przechodzące płynnie w galopadę sekcji rytmicznej podpartej przez ścianę dźwięku wprost z maksymalnie przesterowanych wzmacniaczy od razu uświadamia, że poezji śpiewanej tutaj nie usłyszymy. Klimat przyjazny niczym na Diunie dopełnia naprawdę dobrze wkomponowany wokal, który akurat ze śpiewem ma niewiele wspólnego. I BARDZO DOBRZE- tego oczekiwałem i dostałem dokładnie to co zamawiałem! Słuchając tego kawałka naprawdę można się poczuć jak zamknięty w skafandrze ochronnym ostatni niedobitek przemierzający niekończąca się pustynie usiana ruinami dawnej cywilizacji. Następny utwór (Critical) pojawia się jak pojazd Mad Maxa na horyzoncie i niesie kolejną dawkę porządnych przeżyć. Naprawdę dobrze zgrana sekcja rytmiczna wrzyna się w podświadomość tak jak młot pneumatyczny w asfalt. Ciekawe zagrywki gitarowe ani na chwile nie pozwalają na odpoczynek. Wszystko jest ze sobą doskonale zgrane i „pracuje” jak dobrze ustawiony silnik V8- nawet na obrotach jałowych czuć jaka bestia tam się kręci.
Dokładnie to samo można powiedzieć o wszystkich utworach na płycie. Nie ma tutaj żadnego słabego ogniwa- w końcu w palących promieniach wszystko co słabe musi ulec zniszczeniu. Odwiedzając profil zespołu na FB można się dowiedzieć jak to osiągnęli- po prostu stworzyli dużo więcej utworów i wybrali najlepsze. Nie będę teraz owijał w bawełnę: uczcie się wszyscy a nie wydawajcie „płytę” z jednym czy dwoma pomysłami na zawartość! W omawianym wypadku po prostu słychać dopracowanie i to słychać bardzo wyraźnie. Wszystko jest spójne i jednakowo dopięte na ostatni guzik. Być może nie ma żadnych perełek ale chodzi o to, by całą płytę można było słuchać z jednakowym zaangażowaniem. Dodatkowo trzeba wspomnieć o porządnym poziomie samej realizacji płyty. Panowie Jabłońscy zarówno przy nagrywaniu jak i dalszej produkcji wykazali się odpowiednim warsztatem i nie pozostaje nic innego jak docenić ich wkład w całość
Płytę kończy tytułowy „pogrzeb słońca”. Zapadająca się gwiazda pochłania wszystko, co do tej pory podtrzymywała przy życiu. Tak samo jak przy „Silent Demise” Bolt Thrower- długi, instrumentalny wstęp, niepozostawiający żadnych złudzeń co do możliwości odroczenia wyroku zostaje zwięczony melorecytacją. Pochłaniający swój ogon wąż z trzymanej przez ostatniego niedobitka flagi właśnie zatoczył koło ze swego ciała. Wydaje się, że zwija się w rytm gitarowej melodii tak samo jak wąż-stworzyciel w tolkienowskim micie genezyjskim. Ja natomiast po ostatnich dźwiękach nie mogę się oprzeć, by zacząć słuchać raz jeszcze. Na zakończenie mogę tylko dodać, że Syntezis potwierdza dość często stawianą tezę, że w tym kraju najlepiej się miewa naprawdę ciężka muzyka (chyba w opozycji do dość mdłego jedzenia). W tym wypadku po prostu to słychać i czuć! Pomimo, że płyta nie jest odkrywcza to werdykt może być tylko jeden- o krok od doskonałości!