Dobry aktor potrafi zagrać każdą rolę, tym lepiej – jeśli każda rola jest inna i bardziej różnorodna. A co z aktorami śpiewającymi, ale nie piosenkę aktorską? Tutaj wiele można powiedzieć, niestety nie zawsze dobrego, szczególnie na rodzimej scenie. Może wyjątek stanowi Piotr Rogucki, który pisze dobre teksty i ma niezły głos – tylko według mnie aktorstwo nie bardzo mu wychodzi, ale może to jest tylko moje odczucie. Resztę takich produkcji przez grzeczność przemilczę.
Nie będę ukrywał, że ogromnie cenię filmy Wojciecha Smarzowskiego, a także aktorów, których na stałe angażuje do swoich filmowych produkcji. Jednym z nich jest Arkadiusz Jakubik, człowiek, można powiedzieć, renesansu. Poza byciem bardzo dobrym aktorem, jest także scenarzystą, reżyserem, a ostatnio także wokalistą i liderem rockowego zespołu Dr Misio. I choć grupa istnieje od 2008 roku, to nigdy wcześniej o nich nie słyszałem, aż do początku tego roku, gdy natrafiłem w Sieci na ich pierwszy utwór zatytułowany „Młodzi”, dodatkowo opatrzony teledyskiem autorstwa Wojciecha Smarzowskiego.
No ale Dr Misio to nie tylko osoba wokalisty Arkadiusza Jakubika, bo poza nim jest jeszcze czterech, dotychczas mi nieznanych, muzyków. Gitarzysta Paweł Derentowicz, basista Mario Matysek, zasiadający za perkusją Jan Prościński oraz klawiszowiec Radosław Kupisa. Słychać, że ta piątka przez parę lat istnienia dobrze się ze sobą zgrała i znalazła wspólny muzyczny język. Od razu wyczułem, że jest w tym zespole spory potencjał. Ale jak to mawiają – po owocach ich poznacie. I tak też się stało, bo kilka miesięcy później, pod koniec marca ukazał się debiutancki krążek Dr. Misio – Młodzi.
Frapująca okładka i ładnie, na porządnym papierze wydana książeczka to jest już coś, bo podobno ludzie kupują oczami. Co do najważniejszej, bo muzycznej zawartości – na albumie znajduje się trzynaście kompozycji, a wszystko to zawarte jest w doskonałym, „winylowym” czasie prawie czterdziestu dwóch minut. Formacja ma też doborowe towarzystwo współpracowników. Za produkcję muzyczną tego wydawnictwa odpowiada Olaf Deriglasoff, a część utworów zmiksował Adam Toczko. Poza muzyką i charakterystycznym i idealnie wpasowującym się w nią głosem Arkadiusza Jakubika, ogromna siła tego wydawnictwa znajduje się w tekstach, które w większości wyszły spod pióra Krzysztofa Vargi, z trzema wyjątkami autorstwa Marcina Świetlickiego. Kto zna choć trochę oba te nazwiska, wie, że nie będzie wesoło, przaśnie i optymistycznie. Każda piosenka to inna historia, ale historia prawdziwa i przejmująca. Oczywiście podczas słuchania Młodych nie raz się uśmiechniemy, ale nie jest to taki humor, jaki zazwyczaj poprawia nam nastrój.
Album rozpoczyna się utworem „Dziewczyny” z tekstem Vargi: „Nawet ładne dziewczyny chcą tylko wyjść za mąż / Więc ja też wychodzę / I idę do domu […] Lubię o niej myśleć / Jak o nieżywej / wtedy ją lubię/lubię najbardziej”. Dość prosta, ale ładnie rozwijająca się melodia, oparta głównie na gitarowym chwycie i perkusji, stanowi dobre wprowadzenie do kolejnych utworów. Zaraz po tym załoga Dr. Misio się rozkręca. „Mentolowe papierosy”, słusznie wybrane na drugi singiel, noszą wszelkie znamiona rockowego przeboju. Mamy tu świetny i chwytliwy gitarowy riff, znakomitą sekcję rytmiczną plus zapadający w pamięć refren śpiewany i poprzeplatany żeńskim chórkiem. Jest to też pierwszy z dwóch utworów, które zaaranżował Mateusz Pospieszalski. Drugi to „Pudelek”, przesączony mocno depresyjnym tekstem o samotności, znów autorstwa Krzysztofa Vargi. Utwór tytułowy to jakby swojego rodzaju melancholijny powrót do czasów młodości, zestawiony ze smutkiem teraźniejszości: „Przyjaciele z młodości odchodzą […] Kiedy byliśmy młodzi / Czas stał w miejscu / Kiedy byliśmy młodzi / Nikt nie umierał i nikt się nie rodził / Teraz się już tylko boimy / Choroby zdrady debetu na koncie / Najbardziej zaś boimy się strachu / Przychodzącego nocą”. Kolejna kompozycja to „Śmierć w Tesco”, chyba najbardziej depresyjny numer na Młodych. Tematyki śmierci dotykają na tej płycie także liryki Marcina Świetlickiego: „Krew na księżycu”, „Pies” i kończące debiutancki longplay „M jak morderstwo”, które dobrze komponują się z twórczością pierwszego poety-tekściarza Vargi. Nie chcę bawić się w analizowanie tych tekstów, ale zapewniam, że nikt uważnie słuchający nie przejdzie obok nich obojętnie. Dużym atutem tych lirycznych opowieści jest fakt, że choć pisało je dwóch ludzi, to znakomicie wchodzą ze sobą w dialog – na przykład „Historia morderstwa” Vargi z wspomnianym „M jak morderstwo” Świetlickiego.
Trudno jest mi wybrać spośród tych utworów jeden ulubiony, co według mnie niewątpliwie jest też plusem. Ale jeśli miałbym wybierać, to najbardziej przemówiło do mnie „Życie”, piosenka o zmianach, przemijaniu, z nutką refleksji, którą Jakubik traktuje osobliwie – „Zmruż oczy i popatrz / Pomyśl i poczuj / Jak znakomicie / Rozpierdoliłeś sobie życie”. Na swój sposób dowcipny jest utwór „Mr Hui”. Ta gra słów, zadziorny, punkowy wokal aktora, czynią tę kompozycję bardziej charakterystyczną. Coś czuję, że będzie to prawdziwy koncertowy zabójca. Z kolei „Plan motywacyjny” to dający wiele do myślenia pamflet na współczesność, na życie w biegu i to, że współczesny półczłowiek-półyuppie chce ciągle czegoś więcej, nawet jeśli niekoniecznie jest mu to akurat potrzebne. Interesująca jest atmosfera tej kompozycji: od elektronicznego podkładu, przez delikatny, hipnotyzujący rytm w kolejnych zwrotkach, po agresywny, niemalże wykrzyczany wokal z ostrymi gitarami w refrenie.
Młodych słucha się naprawdę fantastycznie od początku do końca. Warstwa liryczna naprawdę porusza i jest przede wszystkim „o czymś”, co w dzisiejszych czasach nieczęsto się zdarza. Jakubik nawet nie próbuje udawać, że jest „najzajebistrzym” wokalistą nad Wisłą. Śpiewa dobrze, tak jak umie najlepiej i chwała mu za to, bo duży w tym urok. W „Psie” chyba zdarł swoje gardło do reszty, znaczy się, dał z siebie wszystko i jeszcze trochę. Muzycznie na Młodych jest także bardzo dobrze, bez zbędnego napuszenia, wymyślania. Zespół nie silił się na odkrywanie przysłowiowej Ameryki, czy na dorabianie do swojej muzyki jakiejś ideologicznej otoczki. Zagrali od serca to, co kochają najbardziej – dobrego, rasowego rock’n’rolla. Jest to jeden z najciekawszych fonograficznych debiutów, jakie pojawiły się na sklepowych półkach w przeciągu ostatnich dwóch, trzech lat. Niejeden już „uznany” zespół nie ma takiego wykopu jak Dr Misio na starcie. Jeśli miałbym porównywać projekt Jakubika i spółki, to zestawiłbym to z tym, co w okołobluesowych klimatach robi Hugh Laurie. Tu bluesa nie ma, ale słychać troszeczkę jazzowego feelingu, innym razem pobrzmiewa subtelny punk rock. Raz jest ostro, raz łagodniej, są przestrzenne solówki, mamy tak modne ostatnio vintagowe brzmienie. Nie ukrywam, że mnie takie połączenie bardzo odpowiada. Niejednokrotnie w wywiadach grupa podkreślała, że swoje prawdziwe oblicze (za)prezentuje na koncertach. Po wysłuchaniu niniejszego debiutu wierzę im na słowo i tym samym nie mogę doczekać się, by usłyszeć ich na żywo. Mam nadzieję, że nadarzy się ku temu okazja podczas któregoś z letnich festiwali. Tak czy inaczej Młodzi to kawał porządnej rockowej muzyki z charakterem, do której naprawdę chce się wracać.
Obiektywnie mocna ósemka, ale od serca mam ochotę dorzucić jeszcze jedno oczko. No i mając u mnie tak duży kredyt zaufania, mam nadzieję, że Dr Misio nie zawiedzie mnie kolejnym swoim płytowym dokonaniem.