From Faraway Island to debiutancki album nowego projektu Krzysztofa Lepiarczyka. Ten grający na instrumentach klawiszowych muzyk znany jest już miłośnikom progresywnego rocka choćby z dwóch albumów grupy Loonypark (Egoist, Straw Andy), którą zresztą zakładał wraz z Jakubem Grzesło pięć lat temu. Z recenzowanym albumem nie odchodzi zbyt daleko od swojej – jak sądzę – ulubionej neoprogresywnej stylistyki. To w dalszym ciągu artrockowe dźwięki podane jednak w bardziej ascetycznej, akustycznej formule. Pewnym łącznikiem z Loonypark jest ponadto świetna okładka, którą zdobi praca Leszka Kostuja oraz grający na perkusji Grzegorz Fieber.
From Faraway Island to osiem numerów i niewiele ponad 40 minut muzyki. W sam raz dla dźwięków nieprzynoszących jakichś znaczących zwrotów muzycznej akcji. Dzięki temu krążek nie pozwala sobą znużyć. Pozwala natomiast się zadumać, zatrzymać, wyciszyć i trochę odetchnąć od wszechogarniającego zgiełku. Bo to album pełen ciepła i subtelności, mimo że rozpoczyna go bardzo skoczny, szczególnie w zwrotce, Frantic Day. Jego przeciwwagę stanowi pojawiający się zaraz po nim, najdłuższy w zestawie, utwór tytułowy. W pewnym momencie artysta zakłóca w nim muzyczną narrację serwując, jakby doklejoną, partię gitary na tle rytmicznej klawiszowej sekwencji. Zgrabnie wypada też promujący to wydawnictwo Red Rain z ładną melodyką, ciekawymi harmoniami wokalnymi i „smyczkowymi” tłami.
Moim ulubionym kawałkiem na tym krążku jest jednak I Have Been Blind – kompozycja, która z pełnym „elektrycznym” instrumentarium i przy pewnych aranżacyjnych modyfikacjach mogłaby przerodzić się w naprawdę zacny fragment artrockowego grania. Na Last Words warto zwrócić uwagę ze względu na ożywiające całość i dodające nieco dramatyzmu partie wokalne Julii Stolpe. Dodajmy przy okazji, że głównym głosem Padre jest Marek Smełkowski – wokalista mający interesującą barwę głosu i spore możliwości interpretacyjne (co ciekawe, drobnymi chwilami swoją ekspresją przypomina Mariusza Dudę). To skoro jeszcze jesteśmy przy indywidualnych cenzurkach nie sposób nie wspomnieć o Macieju Tomczyku, którego niektóre partie zagrane są w klimacie… Ala di Meoli.
From Faraway Island to w sumie może nic nadzwyczajnego. Ot płyta, na której królują akustyczne dźwięki gitary i bogate klawiszowe aranżacje, połączone z miłymi dla ucha partiami wokalnymi. A jednak dobrze sprawdza się w te zimowe, nieco pochmurne i przy okazji przedświąteczne wieczory.