ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Vangelis ─ Sex Power w serwisie ArtRock.pl

Vangelis — Sex Power

 
wydawnictwo: Philips 1970
 
A: 1ere partie 17:00
B: 2ieme partie 17:27
 
Całkowity czas: 34:27
skład:
Vangelis - wszystkie instrumenty
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,2
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 9, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
25.03.2012
(Gość)

Vangelis — Sex Power

Niedziela z muzyką Vangelisa – odcinek II

 

Pierwsze dzieło w dorobku solowym Vangelisa jest dosyć nietypowe. Mamy bowiem do czynienia ze ścieżką dźwiękową do... filmu erotycznego - Sex Power. Autorem obrazu jest francuski reżyser Henry Chapier. Współpraca między artystami okaże się dosyć owocna i w kolejnych latach powstaną jeszcze dwa filmy z muzyką Vangelisa - Salut Jerusalem (1972) oraz Amore (1973). Jednak tak naprawdę muzyka z filmu Sex Power mogłaby z powodzeniem zostać dźwiękową ilustracją przyrodniczych impresji Frederika Rossifa (zainteresowanych odsyłam do mojej recenzji płyty L'Apocalypse des animaux). Nie ma w niej typowo erotycznych zabarwień, chociaż - jak zostanie ukazane - dzieło może wywoływać w psychice odbiorcy niezwykle sugestywne wizje.

Krótkie wprowadzenie, daje nam do zrozumienia, że na pewno nie jest to początek kolejnego albumu Aphrodite's Child. Dziwna miniatura złożona z popiskiwań ptaka, w tle natomiast krótka przygrywka na klawiszach oraz basowe uderzenia w bębny. Natomiast kolejny utwór ujawnia w pełni mistrzowskie umiejętności muzyka. Szum dzwoneczków poruszanych przez wiejący wiatr, poprzetykany rytmiczną grą na instrumentach perkusyjnych, do której później dochodzą popisy Vangelisa na pianinie i organach. W tle pobrzmiewają potężne chórki, uzmysławiające nam śródziemnomorskie pochodzenie artysty. Przypominają nam o epoce heroicznej antycznej Hellady. Czujemy ciepło nagrzanego od słońca piasku na wybrzeżu trojańskim, po którym stąpał niegdyś szybkonogi Achilles, wykonawca woli gromowładnego władcy Olimpu. Widzimy procesję młodzieńców przebranych w skóry satyrów, uczestniczących w święcie przepojonym żywiołową radością, która związana jest z hektolitrami wypijanego przez nich napoju Dionizosa. Wreszcie, płyniemy zwrotną dierą w stronę twierdzy legendarnej Dydony. Dopływamy do portu, w którym pobrzmiewają wesołe pieśni fenickich marynarzy, wyładowujących ze statków złoto Hibernii i cynę z wyspy Albion. Na zatłoczonych uliczkach przewalają się tłumy pustynnych Numidyjczyków, śniadych Greków, czy mieszkańców rozkwitającego iberyjskiego królestwa Tartessos. Z bram miasta wyrusza karawana udająca się do Cyrenajki. Podążając za numidyjskimi wielbłądami zostajemy nasyceni poczuciem nieograniczonej wolności. Wkrótce człowiek i pustynia znajdą się w stanie symbiozy.

Następne kompozycje zabierają nas wprost na słoneczną plażę w dowolnym miasteczku na południu Francji. Delikatnie trącane struny gitary wprowadzają nas w senny nastrój, z którego szybko jednak wyprowadzają hałaśliwe odgłosy ruchu drogowego. Movement Three to powrót do afrykańskich klimatów. Znów rozbrzmiewają rytmicznie szamańskie bębny, urozmaicone uderzeniami w gong. Następny utwór - klawiszowa wersja znanego nam już "miłosnego" motywu. Pod koniec słychać wokale, zdaje mi się że głosu użyczył tutaj sam Demis Roussos, kolega Vangelisa z grupy Aphrodite's Child. Właściwie na tym można by zakończyć opis płyty. Dalej mamy już tylko wariacje na dwa główne tematy oraz różnorakie eksperymenty z instrumentami perkusyjnymi.

Sex Power jest z pewnością bardzo ciekawą płytą i tematy pojawiające się w utworach zostaną rozwinięte na kolejnych albumach, a tym samym skrystalizuje się klasyczne brzmienie artysty. Nie jest to krążek łatwy w odbiorze. Obok łagodnych miłosnych serenad, afirmujących kontrkulturę hipisowską, znajdziemy mocno eksperymentalne i ciężkostrawne kawałki, ocierające się momentami o kakofonię. Dlatego powstrzymuję się od końcowej konkluzji - ocenę Sex Power pozostawię gustom Czytelników. Mimo wszystko pierwsza ścieżka dźwiękowa Vangelisa jest preludium do późniejszych sukcesów muzyka i każdy szanujący się miłośnik maestro Papathanassiou powinien ją wysłuchać.
 

Za tydzień: Niedziela z muzyką Vangelisa, odcinek III – The Dragon.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.