ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Jakszyk Fripp Collins ─ A Scarcity of Miracles w serwisie ArtRock.pl

Jakszyk Fripp Collins — A Scarcity of Miracles

 
wydawnictwo: Discipline Global Mobile 2011
dystrybucja: Rock Serwis
 
1. A Scarcity Of Miracles (7:26)
2. The Price We Pay (4:48)
3. Secrets (7:47)
4. This House (8:37)
5. The Other Man (5:59)
6. The Light Of Day (9:02)
 
Całkowity czas: 43:39
skład:
Jakko M. Jakszyk - Guitars, Gu Zheng, Keyboards, Vocals
Robert Fripp - Guitars, Soundscapes
Mel Collins - Alto Saxophone, Soprano Saxophone, Flute
Tony Levin - Bass, Chapman Stick
Gavin Harrison - Drums, Percussion
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,22
Arcydzieło.
,114

Łącznie 156, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
08.05.2011
(Recenzent)

Jakszyk Fripp Collins — A Scarcity of Miracles

Czy prawie robi wielką różnicę…?


Tytuł albumu Jakszyka, Frippa i Collinsa doskonale obrazuje dzisiejszą sytuację na rynku muzycznym. Od dłuższego czasu cierpimy na „niedobór cudów”. Muzycznych cudów. Wszystkie inne naród zawsze sobie wynajdzie. Ile albumów z ostatnich kilku lat ma szansę zostać dziełami ponadczasowymi jak „Brave” Marillion, „Up” Gabriela albo, co by nie wybiegać daleko w przeszłość, „OK. Computer” Radiohead? Możliwe, że „A Scarcity of Miracles” będzie dla wielu osób pierwszym naprawdę pamiętnym albumem spod znaku rocka tej dekady. Takim, do którego powrócimy za pięć, dziesięć, może nawet dużo więcej lat. Wszak to prawie nowy album King Crimson…


Całe szczęście jedynym powodem rozpamiętywania nie będą zebrane tu nazwiska, chociaż one same wystarczyłyby żeby był to najczęściej wspominany tegoroczny album. Najpierw byli panowie Robert Fripp, Jakko M. Jakszyk i ich improwizacje. Kiedy już było pewne, że sprawa zakończy się w studiu, dołączył Mel Collins. Całość uzupełnili dwaj obecni muzycy King Crimson – Tony Levin oraz Gavin Harrison. Mimo to nie jest to hollywoodzka superprodukcja 3D i na gwiazdorskiej obsadzie atrakcje się nie kończą. Wręcz przeciwnie.


Jest tu wszystko co być powinno, jednocześnie z nieprzerwanym wrażeniem, że każdy element tego „wszystko” jest na swoim miejscu. Podczas starannego wsłuchiwania się w „A Scarcity…” nic nie wywołało we mnie choćby jednego momentu zawahania. Nie było ani jednego powodu, żebym powiedział sobie w duchu, że coś tu nie gra. Ani za pierwszym ani za każdym kolejnym razem. A przecież wyraźnie czuć jak wiele z tych dźwięków zrodziło się z improwizacji i luzu. Album już od pierwszej minuty hipnotyzuje i natychmiast zaciąga w niesamowite, senne zakamarki. W niesamowity klimat, naznaczony już w pierwszych sekundach tytułowego utworu, wdzierają się dźwięki saksofonu Collinsa, przywodzące na myśl najlepsze momenty Jana Garbarka z albumu Officium…


Nie, nie potrafię tak sucho! Nie tym razem.


this house, this house is empty now
these walls that no one could pull down
are crumbling and falling apart

Wystarczy zatopić się się w rozpoczynających The Price We Pay dźwiękach, wygrywanych przez Jakszyka na guzhengu. Następnie w jego głos i wszystko co go otacza i już jesteśmy w innym świecie. Albo raczej kilku naraz. Bo jakże płynnie wszystko przeistacza się w może bardziej popowy, krótszy, ale wcale nie taki banalny utwór. Z jednej strony porywający nas w orientalny świat nostalgii, z drugiej w przebojowe lata 80-te, a trzeciej w nigdy nie spełniony sen o kolejnym genialnym albumie King Crimson.

Wystarczy oddać się głębi dźwięków Secrets (w których chyba naprawdę jest coś z Dead Can Dance), a reszta utworu przesnuje się nieśmiało i zatańczy w wyobraźni jednocześnie. Jak sen, który nieśmiało życzymy sobie, żeby się nam przyśnił.

Wystarczy żeby zabrzmiały w uszach, rozpoczynające This House wokalizy, a reszta, z każdym dźwiękiem coraz silniejszych i silniejszych emocji przekroi Twe serce tysiąc razy. Jakby w jednej chwili zaczęło spadać na nie wszystko, co jednocześnie piękne i smutne na tym świecie.

Wystarczy poczuć płynący z The Other Man niepokój i nieposkromione szaleństwo, które najpierw chce uwolnić się z więzów, aż w końcu mu się udaje. A we wszystko wdziera się ulotne, wariackie piękno.

Wystarczy zakończyć album kompozycją The Light of Day i nie wystarczy już nic, żeby ugasić wewnętrzny niepokój i wszystkie inne emocje, które wywołała muzyka, a nie tak łatwo je nazwać. I wreszcie radość, że ktoś znów tak poniewiera słuchacza i gra na jego zmysłach!

„A Scarcity of Miracles” jest dla mnie murowanym kandydatem na album roku. Niespełna czterdzieści cztery minuty trudnej, wymagającej muzyki, do której piękna trzeba dotrzeć. Niczym karmazynowy „Lizard” wymaga czasu i bardzo uważnego słuchania – najlepiej po zmroku, w dobrych słuchawkach. Karmazynowy Król przewija się tu cały czas i pewnie mógłby być to kolejny, trochę inny album King Crimson. Ale czy to „prawie” robi jakąkolwiek różnicę, skoro takie dzieło obroni się samo bez żadnych nazw i szyldów?


Panowie Jakszyk, Fripp, Collins, Levin i Harrison rzucili mnie na kolana i poszarpali serce muzyką. Muzyką piękną? Genialną? Błyskotliwą? Nie z tego świata? Świeżo po kolejnym przesłuchaniu nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Trzęsącymi się rękami ściągam z uszu słuchawki i nie czuję już nic. Dlatego wybaczcie mi tak mało analizowania. To wina muzyki.


I don’t feel the wind…
 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.