Doskonały muzyczny koktajl na upalne, letnie popołudnia. HIM to założony w 1995 roku projekt weterana chicagowskiej sceny minimal-rockowej Doug’a Scharin’a (Codeine, June of 44, Rex). Mimo braku stałego, regularnego składu zespół ten ma na swoim koncie już pięć pełnowymiarowych krążków, a także kilka pomniejszych wydawnictw. W nagraniu najnowszego albumu grupy, zatytułowanego „Many in High Places Are Not Well” ponownie uczestniczył nowy skład, składający się łącznie z siedemnastu osób (!!), a w tym z kilku uznanych osobistości, takich jak: Rob Mazurek (Chicago Underground Duo, Isotope 217), Joe Goldring (Swans, Out in Worship), Adam Pierce (Mice Parade), czy Kristin Anna Valtysdottir (Mum). Muzyka zawarta na tym wydawnictwie to wyśmienita fuzja delikatnego post-rocka, jazzu, odrobiny emotroniki, oraz brzmień afrykańskich. Łącznie daje to coś w rodzaju rockowego easy-listening na najwyższym poziomie: przez ponad trzy kwadranse dźwięki leniwie sączą się z głośników, pogrążając słuchacza w stanie błogości i rozmarzenia. Jednakże mimo takiego spokojnego, kojącego charakteru jest to album, na którym naprawdę sporo się dzieje: subtelne i wysmakowane aranżacje, duże wyczucie muzyków oraz wielość instrumentów i brzmień, kreują niepowtarzalny klimat, łączący w sobie wpływy od Broadcast i Stereolab, po Milesa Davisa i afro-beat. W przeciwieństwie do wcześniejszych krążków HIM, na „Many in High Places…” możemy także posłuchać dwójki wokalistów w postaci: Christian’a Daustreme (The Letter E, The Screw) oraz wspomnianej już Kristin Valtysdottir, których eteryczne głosy doskonale współgrają z muzyką zawartą na płycie. Podsumowując jest to krążek niezwykle subtelny i relaksujący, który mimo swego „rozleniwienia” skrzy się bardzo różnorodnymi odcieniami barw, prezentując muzykę przystępną, a jednocześnie ciekawą i niebanalną. Niewątpliwie jedno z tych wydawnictw, na które warto zwrócić baczną uwagę, szczególnie przy obecnej, letniej pogodzie…