ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Marty Friedman ─ Bad D.N.A. w serwisie ArtRock.pl

Marty Friedman — Bad D.N.A.

 
wydawnictwo: Avex Trax 2010
 
1. Specimen 04:18
2. Bad D.N.A 04:55
3. Weapons Of Ecstacy 03:30
4. Hatejoke 02:34
5. Glorious Accident 03:54
6. Random Star 04:14
7. Picture 03:18
8. Battle Scars 04:12
9. School Spirit Delinquent 03:57
10. Exorcism Parade 04:13
11. Time To Say Goodbye 03:43 (bonus)
 
Całkowity czas: 42:48
skład:
Marty Friedman - wszystko
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,4
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 10, ocena: Album słaby, nie broni się jako całość.
 
 
Ocena: 3 Album słaby, nie broni się jako całość.
02.10.2010
(Recenzent)

Marty Friedman — Bad D.N.A.

Marty Friedman oszalał kompletnie. Ten wielki gitarzysta, który kiedyś nagrywał bardzo solidne instrumentalne albumy, zapierające dech w piersiach wirtuozerią i kreatywnością, przy okazji udzielając się w Cacophony i Megadeth, obecnie poszukuje w domowym zaciszu nowych rozwiązań i muzycznych ścieżek, eksperymentując z czym się da. Szczerze jednak trzeba powiedzieć, że efekty tych prac mogłyby pozostać w szufladzie Marty’ego. Tymczasem od jakiegoś czasu co rok pojawiają się na rynku coraz dziwniejsze i coraz mniej strawne produkcje szyldowane nazwiskiem artysty. Od jakiegoś czasu Marty tworzy swoją muzykę sam, odpowiadając za wszystkie instrumenty. Żywy zespół od święta towarzyszy mu live. Ponadto od 7 lat mieszka w Japonii, gdzie ma nawet w japońskiej telewizji swoje własne programy muzyczne. To WIELE wyjaśnia, bo jak wiadomo ta nacja jest dość specyficzna, zwłaszcza jeśli chodzi o preferencje i pomysły muzyczne.

Marty Friedman goes techno. Tak, to nie żart. Odważna ścieżka, jednak tym razem połączenie ostrej elektroniki z gitarowymi wojażami okazało się kompletną porażką. Przynajmniej w moim odczuciu. Marty bynajmniej nie pożyczał bitów i sampli od Armina van Buurena ani DJ Tiesto, co najwyżej od chłopaków z projektu Chamski Letni Podryw, lub z soundtracku do Kapitana Bomby. Same gitarowe pomysły, melodie, solówki i riffy nie są takie złe, część z nich w klasycznym połączeniu z rockowym instrumentarium tworzyłaby ciekawą propozycję dla fanów. Niestety dzięki bezlitosnej samplowanej perkusji oraz natłoku wesołej i skocznej elektroniki rodem z Tokyo, motywy te giną w chaotycznym zgiełku. Całość tworzy zaś dziwaczną mieszankę, niczym kiełbasa z nutellą i nadaje się najbardziej jako tło muzyczne do japońskich gier. Uczciwie się przyznaję, że jest tu kilka spokojniejszych momentów (nazwijmy je balladowymi), które nie powodują że włos mi się jeży na głowie a mózg woła dość. Jednak jest ich niewiele, i pozostają w słabej opozycji do całej reszty, przy której wymiękam. Szczytem jest cover klasyka „Time To Say Goodbye”, który „stary” Friedman odtworzyłby z właściwą sobie klasą i wirtuozerią. W wydaniu dyskotekowym brzmi on co najmniej dziwacznie. Tak jak i cały krążek.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.