Australijczycy zaistnieli w Polsce właściwie dopiero, jak new romantic już dawno umarł. A przecież nagrywali od samego początku funkcjonowania tego ruchu muzycznego. Ich debiutancka płyta Icehouse wydana w 1980 roku odniosła sukces w rodzimej Australii, ale nie przebiła się do szerszej publiczności. Tak naprawdę największy sukces zespół zanotował po wydaniu w 1987 roku (a więc zdecydowanie w okresie, w którym new romantic był już historią) płyty Man Of Colours. Album ten stał się łabędzim śpiewem grupy, bo później pojawiły się jedynie jakieś pojedyncze projekty, będące bardziej wspomnieniem po Icehousem, niż faktyczną kontynuacją działalności. Jednym z takich albumów jest właśnie Berlin Tapes, nagrany w 1995 roku, jako ilustracja do przedstawienia Berlin.
Album zaczyna się od Loving The Alien z repertuaru Davida Bowie (z albumu, którego recenzję znajdziecie tu). Poprawna wersja. Nieco może straciła na zadziorności, ale trudno oczekiwać, by było inaczej, skoro Iva Davis śpiewa zdecydowanie łagodniej, bez tego chłodu, jaki wyziera z głosu autora tego nagrania. Sister Europe oryginalnie nagrane przez The Psychedelic Furs brzmi już o niebo lepiej. Oczywiście możliwe jest, że w ocenie zaważyła moja niechęć do tego zespołu, który zawsze kojarzył mi się z takim zmiksowanym Lou Reedem i Davidem Bowie. Wersja Icenhouse jest bardziej delikatna, zwiewna i dzięki temu nagranie to zrzuca z siebie ten niepotrzebny moim zdaniem surowy sznyt. Heaven – cover utworu Talking Heads to oaza spokoju. Melodyjne, wręcz urocze płynie przed siebie, nie wymagając skupienia i nie narzucając słuchaczowi żadnego nastroju.
Moje ulubione fragmenty to połączone w całość utwory Berlin oraz All The Way. Loureedowski fragmencik Berlina brzmi niezwykle doniośle i … każdy kto miał okazję być w Berlinie Zachodnim przed upadkiem muru przyzna, że czuć w tym nagraniu niezwykłą magię tamtego świata. Miejsce, które dziś już nie istnieje (bo Berlin zmienił się jak większość miast) wówczas emanowało swoistym artystycznym blaskiem, który przez niektórych artystów zamieniany był w ujmującą dekadencję, jakiej próżno szukać w innych miastach na Ziemi. Zrobił to Lou Reed i udało się ten sam poziom osiągnąć Ivie Davisowi, myślę, że głównie za sprawą połączenia z nagraniem Sinatry. All The Way dopełnia te początkowe frazy Berlina i dzięki temu całość brzmi naprawdę nieziemsko. To zdecydowanie najbardziej magiczna część płyty.
Jak przystało na noworomatyków Iva Davis i przyjaciele wzięli również na warsztat nagranie Roxy Music. Jest poprawnie. W przeciwieństwie do Let There Be Love Simple Minds, który jest najbardziej cukierkowym nagraniem na albumie. Ale w sumie nie ma się czego dziwić – oryginał nie jest nic lepszy – Jim Kerr może i pisał świetne piosenki, ale większość z nich trafiła na album Street Fighting Years. A Let There… no jest takie sobie. Za to At Night Curów brzmi pięknie. Taka pioseneczka, której partia fortepianu przywodzi na myśl tłumiony gdzieś w podświadomości koszmar, jakich wiele dręczyło Roberta Smitha. Icehouse nie silą się na ucieczkę przed tym wrażeniem. Niby grają we własnym stylu, a jednak… utwór zaskakuje tym połączeniem mrocznego klimatu oplecionego uroczą melodią. A po nim przychodzi jeszcze czas na niezły cover Kiling Joke (Love Like Blood) i finał. Album, jak klamrą spina David Bowie i jego Heroes. Inaczej niż oryginał, wolniej, dostojniej i znowu z tym berlińskim uśmiechem dandysa. Zespół wypada w tym nagraniu znakomicie i tylko się cieszyć, że ten udany album tak ładnie się kończy.
Cóż, a za dwa lata minie ćwiara wspomnianemu na wstępie albumowi Man Of Colours...
I wyjaśnienie na koniec, aby być dokładnym. Album Berlin Tapes ukazał się pod szyldem Iva Davis & Icehouse.