Odder Than 3 to włoska formacja powstała w 2008 roku i mająca swoją siedzibę w Rzymie. Emilio Zucha, Roberto Brunelli i Luigi Piscopo dopiero zaczynają swoją muzyczną przygodę z Odder Than 3. Recenzowane „Promo # 1”, wydane oficjalnie w październiku ubiegłego roku, zapowiada pierwszy, długogrający album, który światło dzienne ma ujrzeć jeszcze w tym roku.
Płytka, która dotarła do naszej redakcji, to skromne, wydane w ascetycznej tekturce, demo z pięcioma kompozycjami i dwudziestoma minutami muzyki. Jakiej? Najprościej byłoby rzec, że to progresywny rock, czerpiący inspiracje z muzyki lat siedemdziesiątych. Byłoby to jednak zbyt dużym uproszczeniem, gdyż propozycja Odder Than 3 ma coś w sobie z ambitnego rocka elektronicznego, psychodelii, post – rocka, gotyku a nawet space i fusion rocka.
Zaskakuje przede wszystkim rozpoczynający się, ni to płaczem, ni to krzykiem dziecka, upiorny „La Dance”. Oparty z początku na wygenerowanym komputerowo rytmie, bije w twarz gotyckim chłodem, niepokojem i jakimś klaustrofobicznym klimatem wyjętym żywcem z „Lullaby”, The Cure. To jednak tylko pierwsza część tego numeru, bo później robi się zimnofalowo, a może nawet punkowo. Spokojnie, nie zraźcie się moimi, dalekimi być może, dywagacjami i porównaniami. Tym bardziej, że dalej robi się już bardziej „standardowo” i, co najważniejsze, całkiem intrygująco.
Bo „About The Being” jest doprawdy świetną rzeczą zaczynającą się w stylu space i fusion rocka i przechodzącą w subtelny, melodyjny progrock z lekkim ukłonem w kierunku niemieckiego Sylvana. Z kolei „Italian Style” ewidentnie przeplata wątki crimsonowe z jeżozwierzowymi (tak z okresu „Stuppid Dream”). „Syncrony” to już Pink Floyd w czystym wydaniu, z całą przestrzenią i potęgą instrumentów klawiszowych, połączony jednak z The Cure z czasów „One Hundred Years”!! Zaskakujące? Ale prawdziwe! Całość kończy ballada na głos i fortepian trochę w stylu… Petera Hammilla.
Cóż, jest tu trochę miszmaszu, niemniej czerpanie z wielu źródeł może intrygować i powinno budzić szacunek. W kontekście pełnego debiutu warto byłoby jednak zastanowić się nad większą jednorodnością. Nie zadowala oczywiście brzmienie płytki. Z drugiej strony to tylko demo, czyli… pierwsze koty za płoty.