Całkiem niedawno napisałem kilka słów o pierwszym wyjściu z muzycznego mroku lubelskiej formacji Acute Mind, czyli małej płytce „Misery”, promującej ten krążek, czas zatem na danie główne, które od kilkunastu dni jest już dostępne na rynku. Kapeli przedstawiać już nie będę, zainteresowanych odsyłam do recenzji wspomnianego singielka.
A zastanawiałem się w niej, jaki na swym debiucie będzie Acute Mind? Ten z „Misery” – nastrojowy, z lekka romantyczny i balladowy (troszkę w stylu naszego Afera…), czy ten z „Bad Incitements” – bardziej mocny, rockowy, wręcz progmetalowy?
Dziś wszystko jest już jasne. Karty zostały odkryte. No i co? No i… zwyciężyła ta druga opcja. Debiut Acute Mind wpisuje się, w jakiś tam sposób, w idącą szeroką ławą, falę polskiego progresywnego rocka, z tym bardziej metalowym zacięciem.
Osiem kompozycji i niewiele ponad czterdzieści minut muzyki. To dobry znak. Progresywno - metalowe granie wymaga od słuchacza wprawności i niekiedy dużej dozy cierpliwości. Muzycy, jakby zdając sobie z tego sprawę, nie epatują ciężkimi, niestrawnymi kobyłami, przez które trudno przebrnąć. Stawiają raczej na jakość, niż na ilość. Bo to osiem zwartych, treściwych numerów, które jednak, o dziwo, wcale nie są jednorodne, intrygując często wielowątkowością.
Już otwierający całość „Grief And Pain” jest mocnym, rockowym nagraniem, z przetworzonym wokalem, fajnym harmonicznym refrenem, z progmetalowymi łamańcami gdzieś w środku i ciekawym, klawiszowym, bardzo nastrojowym zwieńczeniem. Następny, „Garden” również zachwyca na początku delikatnością, by za chwilę uderzyć mocnym riffem. W tej kompozycji szczególną uwagę zwraca, następujący po subtelnej zwrotce, galopujący, wręcz powermetalowy refren, mogący też przypaść do gustu miłośnikom melodyjnego metalu spod znaku włoskiej Frontiers Records. Trudno też nie zauważyć tutaj dobrej gitarowej solówki. I tak w zasadzie jest w każdej kolejnej muzycznej odsłonie. Mocno, progmetalowo, z ozdobnikami w postaci zmiękczających całość klawiszy i melodyjnego refrenu („Sweet Smell Of Success” czy „Bad Incitements”). Warty zauważenia jest najdłuższy na płycie, instrumentalny, „Faces”, drapieżny i mroczny w swym wyrazie. Dwie ostatnie kompozycje ("Bonds Of Fear" i "Prophecy") także wykorzystują kontrast, zestawiając balladowe, melodyjne granie z metalową zadziornością.
Trudno mówić o jakimś nowatorstwie, ale płyty słucha się naprawdę przyjemnie. W sumie, zdecydowanie lepiej niż ubiegłoroczne, pokrewne „gatunkowo”, debiuty Crystal Lake czy Sinus. Warto sięgnąć po tę – zresztą bardzo ładnie wydaną – płytkę.