Nazwa Arca do tej pory niewiele mówiła fanom muzyki, mimo że On Ne Distinguait Plus Les Tetes to już trzeci album wspólnego projektu Joana Cambon i Sylvaina Chaveau. Francuscy artyści, deklarujący fascynację kameralistyką i post-rockiem spod znaku Labradford, Hood czy Silver Mt. Zion, a wśród dziesięciu najwybitniejszych muzyków wszystkich czasów wymieniający obok siebie Mikołaja Góreckiego i Marka Hollisa, do tej pory nagrywali wspólnie muzykę eksperymentalną, z pogranicza ambientu. Tym razem nagrali po prostu album z piosenkami. Piosenkami, trzeba to od razu powiedzieć, po prostu urzekającymi. Począwszy od pierwszej, Unspeakable, która zrobiła już jakąś tam karierę w paru Trójkowych audycjach (i nie ma co ukrywać, to przez nią zainteresowałem się Arcą), poprzez Stonefall Inside, The Lonesome Witness of Her Nudity… - w sumie to nie ma co przepisywać jeszcze raz listy utworów. Przeplatające je utwory instrumentalne są nie mniejszymi perełkami.

Oczywiście nie ma co ukrywać - On Ne Distinguait Plus Les Tetes nie przeciera nowych muzycznych szlaków. Dwa najbardziej oczywiste skojarzenia to Fennesz i David Sylvian – ze względu na „fenneszowe” brzmienie loopów Cambona, ze względu na ogólny klimat, wreszcie ze względu na zdumiewające podobieństwo głosu Chaveaux do byłego lidera Japan. Najpiękniejszy na płycie Breakout brzmi doprawdy jak kolejna, po A Fire in the Forest i Transit, kolaboracja obu wzmiankowanych wyżej panów. W paru miejscach (np. Maybe Chicago) gitara mocno zajeżdża Mogwaiem, można doszukiwać się też inspiracji wspomnianymi Labradford czy Hood… Ale w sumie co to ma za znaczenie? Gdy post-rock jest w odwrocie, gdy najwybitniejsi wykonawcy tego nurtu albo milczą, albo spuścili z tonu, albo kompletnie odjechali w jakieś zupełnie dla mnie obce muzyczne światy, Arca nagrała – nie bójmy się słów – najpiękniejszą (przynajmniej ze znanych niżej podpisanemu) płytę post-rockową minionego pięciolecia.

Zatem: umarł (a raczej zmienił wcielenie) Sylvian (David), niech żyje Sylvain (Chaveau).