Kolejne demo w moim odtwarzaczu i kolejna nowa kapela próbująca poszukać swojego miejsca na muzycznej scenie. Niewiele o nich wiadomo oprócz tego, że pochodzą z Pomorza i że 2007 rok był decydujący w podjęciu ostatecznej decyzji o wspólnym graniu. „Demo 2009” jest pierwszą płytką, którą dają o sobie znać...
Cóż…, blaszką, którą sami wyprodukowali świata nie podbiją. Choćby dlatego, że zdecydowali się na teksty w naszym ojczystym języku. To oczywiście nie zbrodnia, jednak jakieś tam ograniczenia już na starcie stwarza. Poza tym, żadnej rewolucji muzycznej nie proponują. Wszystko jest bezpieczne, znane i zupełnie nie zaskakuje.
Trzydzieści pięć minut muzyki i sześć numerów. Prosty rachunek pokazuje, że czterech panów tworzących zespół, nie komponuje radiowych, trzyminutowych przebojów. Widać, że ciągnie ich do bardziej złożonej, urozmaiconej i wielowątkowej muzy. Stoją jednak trochę – jakby to rzekła posłanka Rokita – „w rozkroku”. Bo kilka kompozycji ma rockowo – popowy potencjał (naprawdę Aero ma pomysł na fajne melodie i to praktycznie w każdym utworze) i swoistą prostotę. Z drugiej strony stać ich na klasyczne artrockowe wstawki i ciepłe, klimatyczne klawiszowe tła („W blasku”).
Niestety, najsłabszym punktem Aero jest wokalista, Marcin Kruszyński. Jego wokal absolutnie nie pasuje mi do muzyki, którą tworzy grupa. Myślę, że Kruszyński zdecydowanie lepiej odnalazłby się w graniu bluesowym lub bluesrockowym. A tak, jego niezbyt wyszukana barwa głosu razi dodatkowo monotonią interpretacji i praktycznie brakiem większej ekspresji (mam wrażenie, że Kruszyński momentami przechodzi obok kompozycji a jego mocniejszy zaśpiew: „prężysz pierś” w „Rozmowie w dwoje oczu”, brzmi, delikatnie mówiąc, groteskowo). Żeby nie było, że uwziąłem się na frontmana Aero dodam, że jako gitarzysta prezentuje się bardzo solidnie, proponując zgrabnie zagrany cięższy riff („Susza”, „Dwa spojrzenia”), jeżozwierzowe solo („Rozmowa w dwoje oczu”) i gitarowe ozdobniki w… closterkellerowym stylu („Szklana zabawka”, którą nota bene kończą jego świetne neoprogresywne solówki).
Słucha się tego sporymi fragmentami całkiem dobrze, jednak artyści, przed kolejnym, bardziej profesjonalnym krokiem, powinni chyba parę rzeczy przemyśleć. I zmienić.