ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Leafless Tree ─ The First Leaf [EP] w serwisie ArtRock.pl

Leafless Tree — The First Leaf [EP]

 
wydawnictwo: L.T. Greenhouse Records 2009
 
1. Megacycle [9:06]
2. Waiting For The Storm [4:01]
3. The Last Walk [8:03]
4. King Of Town Jungle [7:06]
 
Całkowity czas: 28:27
skład:
Radosław Osowski – lead, rhytm & acoustic guitars / Piotr Wesołowski – piano, organ, mellotron, synthesizer / Łukasz Woszczyński – vocals & percussion / Michał Dziomdziora – bass, fretless, electric upright bass, bass pedals / Krzysztof Szewczyk – drums / Guest: Adam Sowiński – keyboards, programming (The Last Walk) / Julita Dawidowicz – backing vocals (The Last Walk)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,34
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,85
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,62
Arcydzieło.
,5

Łącznie 190, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
17.09.2009
(Recenzent)

Leafless Tree — The First Leaf [EP]

Łódzki Leafless Tree wreszcie dorobił się płyty. Może to niepełnowymiarowy album, tylko epka z półgodzinnym materiałem, ale bardzo profesjonalnie i gustownie wydana (tak na zupełnym marginesie – nóż w kieszeni mi się otwiera, gdy widzę na półkach sklepowych koszmarki w stylu: „zagraniczna płyta – polska cena”; tu mamy „polską płytę – polską cenę” - tylko… jakby o klasę lepiej). Znaczy się, że można!

A dlaczegóż: wreszcie?! No bo „Bezlistni” parę już lat po Polsce graty muzyczne wożą. Grali w tym czasie na jednej scenie z Riverside, Quidam czy Believe. O ich prawdziwym początku możemy mówić w 2002 roku, kiedy to byli muzycy formacji N.O.E położyli podwaliny właśnie pod Leafless Tree. A po drodze, gdzieś w 2005 roku, było jeszcze pięcioutworowe demo z takimi kompozycjami jak „Recover You” i „Cave” (ten ostatni numer znalazł się swego czasu w zestawie "Rockowej Listy Przebojów" radiowej "Jedynki" zdobywając spore uznanie głosujących słuchaczy).

Tyle historii. Czas na dźwięki. Podoba mi się to, co artyści napisali o swojej muzie zapowiadając ten mini-album. „Tłusty” progresywny rock. No cóż, pozostając przy tej poetyce dodam, iż jest jeszcze dobrze wypieczony i zgrabnie podany.

Fascynacji i inspiracji muzycznych panów z Leafless Tree nie da się ukryć. Biegną gdzieś w klasyczne lata siedemdziesiąte i… wielkie tych czasów kapele. Yes, Genesis? Czemu nie? A z młodszego pokolenia? Marillion, IQ… Nieważne, to tylko łatki, które i tak każdy sobie poprzykleja według własnego „widzimisię”.

Najważniejsze, że ich muzyka, choć zagrana zgodnie ze sprawdzonymi już kiedyś regułami, nie nuży, sporo się w niej dzieje i najzwyczajniej ma… jaja! Bo ich kompozycje (przynajmniej trzy z czterech) mają wielowątkową, bogatą formę, w której jest miejsce i na cięższy gitarowy riff, krótkie, treściwe i melodyjne gitarowe solo, czy klawiszowy popis. Zaimponować może ponadto – jak na debiutującą kapelę – bogactwo wykorzystanych „środków wyrazu”. Obok standardowego zestawu – pianino, organy, mellotron, fretless bass… Ładnie, nie? No i to słychać! Do tego Łukasz Woszczyński, śpiewający momentami bardzo teatralnie, z charakterystyczną dla stylu emfazą, brzmi naturalnie i nie można mu zarzucić pretensjonalności (co niestety normą nie jest i w przypadkach niektórych wokalistów zalatuje karykaturą).

A same kompozycje? Moim faworytem jest najkrótszy w zestawie, czterominutowy, „Waiting For The Storm”, bardzo energetyczny, drapieżny i mocny (szczególnie w drugiej części), z pięknie wyprowadzonym na koniec kawałka, gitarowym solo Radka Osowskiego, osadzonym na wyraziście grającej sekcji rytmicznej. Polecam – faktycznie drapie! Miłośnicy bardziej patetycznych uniesień spojrzą łaskawszym okiem na ostatni „King Of Town Jungle”, w którym muzycy poflirtowali z… celtyckim folkiem i zaserwowali naprawdę wzniosły refren. Równie złożony jest pierwszy i najdłuższy zarazem na krążku „Megacycle”, gdzie zasłyszymy gitarowe ozdobniki „pod Rotherego” i ducha Porcupine Tree, i wreszcie coś z aranżacyjnego bogactwa The Flower Kings!

Żeby nie było tak różowo. Zarzuty też są. Przede wszystkim, szkoda, że tak krótko. Po drugie – przyznam się szczerze, że zamiast starszej kompozycji „The Last Walk”, mającej tu charakter swoistego odprężenia, wolałbym jednak jeszcze jednego mięsistego killera w stylu trzech pozostałych numerów. A tak, lekko oniryczny, senny utwór, w którym Woszczyński niemalże szepcze a towarzyszy mu wokaliza Julity Dawidowicz, delikatnie odstaje od całości (to także jedyny utwór zaśpiewany po polsku), choć to rzecz mająca swój klimat…

Krótko: czekam na pełnowymiarowy album - drugi liść. Wtedy policzę gwiazdki.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.