Arjen Lucassen niedługo kazał nam czekać na swoje kolejne dzieło. Oto i jest - jak to w przerwach między albumami Ayreon wielokrotnie bywało - zupełnie nowy projekt. Tym razem dwumetrowy Holender postanowił sformować supergrupę z jednym tylko śpiewakiem, rezygnując z tak charakterystycznych dla siebie multiwokaliz. Inną zasadniczą zmianą jest zarzucenie tematyki sci-fi w warstwie lirycznej. Wydaje się więc, że Lucassen kieruje ten album do tych, którzy zrazili się wspomnianymi elementami do muzyki Ayreon. A fani? Sięgną przecież po wszystko, czego Arjen się dotknie.
Ale Guilt Machine to nie tylko Arjen Lucassen. To także, a może przede wszystkim, rewelacyjny Jasper Steverlinck przy mikrofonie. Mieliśmy okazję usłyszeć go wcześniej w ayreonowym "The Memory Remains" (który to może się podobać lub nie, ale rozmachu odmówić mu nie można). Był to jednak tylko przedsmak zdolności młodego wokalisty, gdyż dopiero na płycie w pełni rozwija skrzydła. Jego głos cechuje niesamowita barwa i zdolność do przekazywania różnorodnych emocji. Za "wiosła" Guilt Machine poza Lucassenem odpowiada Lori Linstruth - okrasiła album solówkami. Jest też autorką tekstów - z obu zadań wywiązała się wyśmienicie. Za bębnami zasiadł Chris Maitland (niegdyś Porcupine Tree) i uświetnił album dość nowoczesną, nieszablonową grą.
Tyle o supergrupie, a jak można opisać ich dzieło - "On This Perfect Day"? Jest to muzyka bliska Ayreon, jednak bardziej stonowana i głęboka. Jednak spośród 6 utworów tylko ostatni mógłby znaleźć się na płycie głównego projektu Lucassena. Można też wychwycić inspiracje Opethowym "Damnation", czy twórczością Pink Floyd.
Album traktuje o ludzkich emocjach, dźwięki nastawione są na poruszenie i wyciszenie słuchacza. Dominują więc akustyczne motywy, od czasu do czasu ustępujące miejsca potężnym riffom. Kompozycje stoją na równym poziomie, ale są przy tym różnorodne; każda ma swój własny, odrębny klimat, swoje charakterystyczne elementy.
"Twisted Coil" oferuje nam hipnotyczne, wciągające dźwięki. Utwór rozciąga się leniwie, lecz w pewnym momencie zaskakuje nas polski akcent na płycie. To jedna z wielu informacji od fanów, które Lucassen zbierał na swoim MySpace parę miesięcy przed premierą krążka - przewijają się one przez całą płytę. Po chwili uderza najlepszy chyba na płycie riff - toczący się naprzód niczym walec, zapierający przy tym dech w piersi. Na jego tle rogrywa się niesamowity popis wokalny, nie ma chyba lepszej rekomendacji dla możliwości Jaspera Steverlincka.
"Leland Street", być może za sprawą Maitlanda, ma w sobie coś z nowszych dokonań Porcupine Tree, za sprawą gitarowych eksperymentów Lucassena - coś z Pink Floyd. Prym wiodą tutaj klawisze, w sposób przez Lucassena dotąd nie prezentowany. Najmroczniejszy utwór na płycie, choć i dalej jest dość tajemniczo.
"Green and Cream" to z kolei kawałek bardzo eksperymentalny, pełen elektroniki i perkusyjnych zagrywek wprowadzających słuchacza w trans. Ma w sobie coś z ayreonowego "Unnatural Selection", szczególnie gdy z głośnika atakują nas gitary. Od połowy klimat nieco się zmienia, jest bardziej akustycznie, ale nadal eksperymentalnie. W tym utworze dzieje się tak dużo, że trzeba to po prostu usłyszeć.
"Season of Denial" to moim zdaniem najmocniejszy punkt na płycie. Jest to utwór podniosły, a jednocześnie melancholijny. Niesamowite wokale przez te 10 minut ani na chwilę nie tracą ze swej wspaniałości.
"Over" to coś, czego można było oczekiwać po najkrótszym utworze na płycie - przebojowy, piosenkowy kawałek. Nie traci przy tym nic z mechanicznego klimatu (w końcu nazwa zobowiązuje). Przywodzi na myśl "Connect the Dots" z ostatniej płyty Ayreon, ale jest zdecydowanie lepszy - rewelacyjna melodia w refrenie daje chwilę wytchnienia przed wielkim finałem. "Perfection?" po hipnotycznym wstępie wprowadza nas w to, za co tak kochamy Ayreon. Cóż za riff! Ciarki przebiegają po plecach, włosy stają dęba, i to przy n-tym odtworzeniu.
Lucassen po raz kolejny nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Polecam ten album przede wszystkim fanom progmetalu - nie tego nastawionego na zasypanie słuchacza technicznymi wyczynami, ale tego, który oferuje mnogość rozwiązań kompozycyjnych. Ci na pewno się nie zawiodą. Polecam "On This Perfect Day" wszystkim innym - nie warto przegapiać jednego z kandydatów do płyty roku.