Chciałbym przedstawić wam słabo u nas znany zespół zza zachodniej granicy. Haggard wykonuje symfoniczny metal na najwyższym poziomie, a ich trzeci album najlepiej prezentuje ich możliwości. Eppur Si Muove to concept album, opowieść o żyjącym na przełomie XVI i XVII wieku Galileuszu. Sam tytuł płyty oznacza tyle co "A jednak się kręci...", słowa przypisywane właśnie włoskiemu astronomowi.
W warstwie muzycznej dzieje się naprawdę dużo, wystarczy spojrzeć na skład zespołu. Mamy tu więc do czynienia z często wymieniającymi się wokalami, jest zarówno śpiew podpadający pod operę, jak i growl. O oryginalności zespołu świadczą jednak przede wszystkim smyki, których obecność nie przeszkadza w stwierdzeniu, że album jest bardzo metalowy. Takie połączenie może się wydawać kontrowersyjne. Moim zdaniem jest to jednak forma spójna i mam nadzieję, że zespół będzie podążał wyznaczoną przez siebie ścieżką na kolejnym albumie, zapowiadanym na rok 2008.
Zostańmy jednak przy Eppur Si Muove. "All'inizio è La Morte" na samym początku przenosi nas w czasy nowożytne. Ciekawe partie wokalne powoli prowadzą nas do mocnego uderzenia mniej więcej w połowie utworu. Po raz pierwszy zostajemy uraczeni połączeniem galopujących gitar i rewelacyjnych, melodyjnych instrumentów smyczkowych. Partie chóru wypadły świetnie, dobrze swoją rolę wypełnił też wokalista growlujący. Ta właśnie koncepcja muzyczna nie opuszcza nas do samego końca albumu, nie świadczy to o braku pomysłów - dzieję się naprawdę dużo.
Po krótkim przerywniku rusza "Per Aspera Ad Astra", bardzo jasny punkt płyty. Tu połączenie ciężkich gitar z tnącymi smykami wydaje się być wręcz naturalne. Utwór zachwyca zmianami nastroju, zespół co chwilę zwalnia, mimo (a może nawet dzięki?) obecności growlu właśnie te wolniejsze partie zachwycają swym pięknem. Za sprawą wiodącego riffu jest to jednak kawałek obdarzony solidną dawką energii. "Of a Might Divine" to zdecydowanie najlepszy utwór na tej płycie. Wprowadzenie pełne jest melancholii, nastrój świetnie kreują klawisze. O sile kompozycji stanowi jednak przede wszystkim riff wiodący, z podwójną stopą i genialną partią skrzypiec. Pasja, pasja, i jeszcze raz pasja. Nie zawodzi chór, który raczy nas jedną ze swych najlepszych partii. Dominuje jednak growl, będący dobrym uzupełnieniem dla pędzącej warstwy instrumentalnej. Na chwilę daje nam odpocząć instrumentalna wstawka, po czym rozbrzmiewają bębny - "Herr Mannelig". Tu dla odmiany mamy do czynienia z wokalem kobiecym, jest to najspokojniejszy twór na płycie. Podobnie jak utwory poprzednie, stoi na bardzo wysokim poziomie, w przeciwieństwie do nich brakuje jednak smyków i growlu. "The Observer" to mój ulubiony kawałek z tej płyty, świetny zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej (pojawia się i nasz Kopernik). Po klawiszowym wprowadzeniu w ucho bardzo szybko wpada kapitalna partia skrzypiec. Ponownie samo narzuca się słowo: pasja. W moim przekonaniu "The Observer" jest idealnym połączeniem piękna z potężnym brzmieniem.
Mimo tylu wspaniałych utworów, zespół nie zamierza schodzić poniżej wyśrubowanego bardzo wysoko poziomu. Utwór tytułowy to świtne wymiany między śpiewem operowym a growlem. Na uwagę zasługują też ciekawe zmiany nastroju, raz robi się potężnie (riff ze skrzypcami i klawiszami), raz sielsko i akustycznie (męski wokal, ale nie growl), by za chwilę w arcyciekawy sposób przejść w część galopującą. W tym momencie następuje epilog... i chyba niepotrzebna, nieco zmieniona wersja "Herr Mannelig" na koniec.
"Eppur Si Muove" to album wspaniały, w swojej kategorii genialny i jedyny w swoim rodzaju. Niecierpliwie oczekuję na krążek kolejny, który miał ukazać się już w sierpniu, lecz w wyniku wielu komplikacji przyjdzie nam na niego trochę poczekać. Mam nadzieję, że mój tekst zachęcił kogoś z was do sięgnięcia po tę płytę, i że było warto.