Muszę przyznać, że rzadko zabieram się za zespoły takiego garażowego pokroju, a jeżeli już to kończy się to zwykle jednym, często niepełnym wysłuchaniem i natychmiastowym zapomnieniem. I nie chodzi tu wcale o jakość nagrań. Wiem dobrze jak trzeba się namęczyć, żeby zarejestrować muzykę. Problemem w takich przypadkach jest zwykle muzyka, a dokładniej brak czegokolwiek godnego zapamiętania. Myślę też, że w dzisiejszych czasach zbyt często o tym, czy zespół dotrze do większej grupy odbiorców decyduje nie talent, a niestety jakość nagrań. Na szczęście postanowiłem dać szansę warszawskiej Improvii i jej EP-ce zatytułowanej „Away From Home”, którą można ściągnąć za darmo z ich strony internetowej.
Dość długie, jak na intro, „Intro” to instrumentalny, momentami nieco rozimprowizowany utwór, łączący w sobie wiele ciekawych rozwiązań. Początek kojarzy mi się z vangelisowym „Mail Titles” z „Blade Runnera”. W moim odczuciu jest chyba jednak troszkę zbyt długi. W każdym razie kiedy wszystko już się rozkręca, robi się naprawdę ciekawie. Znajdzie się tu i gitara, pachnąca ostatnią płytą Areny, kilka pięknych dźwięków pianina i przede wszystkim świetne partie skrzypiec. Pod koniec wszystko zaczyna brzmieć troszkę mrocznie, choć raczej dominuje tu cały czas nostalgia. Następnie tytułowe „Away From Home”… Muszę przyznać, że jakoś nie mogę dotrzeć do tego kawałka, albo raczej on do mnie nie dociera. Nie wybaczyłbym sobie jednak, gdybym nie zaznaczył świetnej pracy basu i klawiszy (skrzypiec nie wspomnę). Później jest dużo lepiej. „Her Eyes” to dobrze poprowadzony utwór, drugi z miłym dla ucha wokalem (całe szczęście bez „lengłydżu”). Znów samo przychodzi na język słowo „nostalgia” i skrzypce. Przyłapałem się nawet na puszczaniu tego kawałka w wolnych chwilach. Naprawdę świetnie się go słucha.
Nie trudno domyślić się powodów mojego zrażenia do tryptyków, ale nie przeszkodziło to temu "Tryptykowi" w zrobieniu na mnie dobrego wrażenie. „Tryptyk” Improvii dzieli się wyraźnie na trzy części, różniące się od siebie dość mocno. Każda ma coś ciekawego do powiedzenia, chociaż trochę mi nie pasuje ten moment z samą perkusją i odgłosami z restauracji... chyba (a może to przez wspomnianą wcześniej jakość?). Jednak kiedy zaczyna się „tango”… wszystko zostaje usprawiedliwione:) Muszę przyznać, że ten moment był dla mnie wielkim zaskoczeniem. Bębny, talerze, stukanie sztućców, a tu nagle taka nieoczekiwana zmiana. Kolejny udany utwór, choć skróciłbym go w paru miejscach. W każdym razie, jako całość, albumik pozostawia po sobie miłe wspomnienia i kilka ładnych melodii w pamięci już po pierwszym razie. To bardzo dużo.
Improvia to zespół ze sporym potencjałem i przede wszystkim z pomysłem na muzykę. Ciężko może po 30 minutach materiału mówić o swoim stylu. Ten będzie się jeszcze z pewnością definiował przez długi czas. W każdym razie jego poszukiwania wyglądają na dobrze obraną drogę. Pomysły, nietypowe prowadzenie utworów (choć dla progresu typowe jest wszystko to, co nietypowe;)), oraz świetne wykorzystywanie skrzypiec… Ale przede wszystkim pomysły. Dużo muzyce jednak odbiera wspomniana już jakość nagrań. Chciałbym kiedyś posłuchać utworów Improvii w wersji „improved” i życzę zespołowi, by takowe kiedyś powstały.
Jak zwykle w takich przypadkach – poczekajmy jeszcze z gwiazdkami.