ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Faith ─ Blessed? w serwisie ArtRock.pl

Faith — Blessed?

 
wydawnictwo: Heavencross Records 2008
dystrybucja: Transubstans Records
 
01. Blessed Void of Bewilderment [8:21]
02. Big Red, Nebraska [4:51]
03. Polska Efter Ida I Rye [2:22]
04. Necropolis [6:22]
05. Twilight [6:08]
06. Condemned [3:55]
07. Father Pious [6:14]
08. Never Go To Know [5:57]
09. Leipzigpolska [6:04]
 
Całkowity czas: 50:21
skład:
Christer Nilsson - Vocals and Bass; Peter Svensson - Drums; Roger Johansson - Guitar
More-than-occasional guests:
Håkan Malmros - Violin; Anders Smedenmark - Key Fiddle
 
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
05.10.2008
(Recenzent)

Faith — Blessed?

Założony w 1984 roku w południowej części Szwecji (Karlshamm) zespół Faith jest prawdopodobnie pierwszym doom-metalowym zespołem z tego kraju. Niemniej jednak mimo prawie ćwierćwiecza istnienia, nie zdobył wielkiej popularności. Dziwne to, bo muzyka jest bardzo ciekawa. Na trzeci studyjny album składa się dziewięć kompozycji, oscylujących wokół doom-metalu, folkowych aranżacji, psychodelicznych konotacji z wczesnymi latami siedemdziesiątymi ubiegłego wieku, oraz klasyką metalowej muzy (jak chociażby Black Sabbath).

 

Utwory raczej długie, rozbudowane. Monumentalny początek w Blessed Void of Bewilderment od razu ustawia nas we właściwym miejscu. Ciepły, choć mroczny męski wokal doskonale komponuje się z rytmami bliskimi King Crimson. Dużo tu tez progresywnej perkusji i oczywiście klasycznych dla tego zespołu instrumentów takich jak skrzypce elektryczne czy folkowe skrzypce szwedzkie. W Big Red, Nebraska pojawia się echo Powertys’ No Crime, ale bardzo zręczne zaaranżowane. Spokojne acz ciężkie rytmy, tekst osadzony w tematyce politycznej (albo raczej anty-politycznej), do tego świetna progresywna gitarowa solówka. Polska Efter Ida I Rye to całkowita zmiana klimatu i nastroju – pojawia nam się polka. Jeden z głównych podkładów do folkowej muzyki w Szwecji, ale tutaj bardzo, bardzo zbliżonej do polskiej muzyki ludowej. I choć mamy tu do czynienia przede wszystkim z grą Andersa – to jest to niesamowicie wręcz wciągające, gdy do tego dochodzą ciężkie gitary i bas, góralskie gwizdy i skrzypce – odpadam. Jeśli ktoś oglądał występ Percival w ostatniej części programu Mam Talent – może mieć wstępnie pojęcie, o jakiej ekspresji jest mowa. Necropolis związane jest ostatnim miejscem spoczynku na tej ziemi. A może pierwszym miejscem po drugiej stronie? Pojawiają się tu gregoriańskie chorały i zaproszenie do świata po śmierci, pod koniec zaś zastosowano świetny przygniatający patent spowolnienia utworu do prawie zerowego tempa. Twillight daje nam dwa wokale – jakby dyskusja dwóch światów, dwóch oponentów. Choć mam wrażenie, że rozmawiają Pan i Poddany. Pojawiają nam się folkowe przejścia, zaś koniec oparty jest wyłącznie na pięknym brzmieniu szwedzkich skrzypiec i monumentalnej symfonicznej grze wszystkich instrumentów. Condemned zmienia trochę strukturę albumu, jest bardzo… żywe w porównaniu z wcześniejszymi utworami – trochę tu Opeth, trochę Alice In Chains i thrashu. Bardzo ciekawa kompozycja. Mamy nawet mocny chórek w refrenie, oparta na muzyce klasycznej solówkę gitary i przez chwilę lekko jazzująca perkusję. Father Pious nie jest na szczęście podane, o którego papieża chodzi, ale i tak jest niezbyt lekko. Coś mnie ciągnie w kierunku średniowiecznej Świętej Inkwizycji. Polowanie na czarownice i niewiernych, a przede wszystkim na bluźnierców. Kolejna doskonała nieoczekiwana solówka i przedziwnie poprowadzona linia wokalu (czyżby Strapping Your Lad?). Podoba mi się, że wokalista nie boi się własnego głosu i dobrze go eksponuje. Mamy, więc okazję wsłuchać się w niego dość dobrze (mi osobiście bardzo się podoba). Dużo powiązań z historią opisywana chociażby na Powerslave ( czy innych związanych z egipską mitologią albumami)

 
 

Father I’ll give my first born son, for You to explore. Father, Is enough to bless, or do You want more?

 

Never To Know to powrót do pierwszych utworów, spowolnienie tempa I przede wszystkim dodanie ciężkości. Jedyny chyba utwór-piosenka, są tu rozpoznawalne zwrotki i refreny, i w odpowiednich miejscach odskoki (kilka fraz wokalu, kilka innych uderzeń w struny). Przez moment przemyka nam ciężki fortepian, a w kulminacyjnym momencie dostajemy przepiękną, długą solówkę z mocnym podkładem reszty grupy, bardzo bliską do ostatnich albumów Opeth. Ale myli się ten, kto myli, że niczym nie potrafią nas zaskoczyć – ostatnie dwie minuty utworu zaskakują i to bardzo. Pozostawiam to do odkrycia słuchaczom. Zamykający utwór Leipzigpolska to jak zapewne przypuszczacie kolejna poleczka. Fantastyczna mieszanka potęgi gitar i perkusji oraz skrzypiec. Znowu blisko do starodawnych polskich nagrań, zresztą wystarczy podjechać gdzieś w okolice południowo-wschodniej Polski, by takie zespoły trafić na festynie. Polka zagrana jest spokojnie i powoli – trochę w stylu Candlemass, bo przecież do domowe jest granie. Całość bardzo dobrze zgrana i połączona ze sobą, doskonale słyszane wszystkie instrumenty. Słychać, że wspólne występy m.in. z Mael Mordha przekładają się, na jakość realizatorską.

 

Jak dla mnie jedna z ciekawszych płyt roku i z pewnościa znajdzie swoje miejsce w odtwarzaczu dłuższe zimowe wieczory.