Płyta ukazała się pod koniec kwietnia bieżącego roku. Pierwsze, co przykuło moja uwagę to wydanie tego albumu. Przepiękny czarny kartonik z wykaligrafowanymi srebrnymi napisami, składany wpół, z jednej strony chowamy płytę, z drugiej książeczkę, – choć w tym wypadku to nadużycie. Są to, bowiem dwie litografie, gdyż cały album jest instrumentalny. Projekt Darsombra został stworzony przez mieszkającego w Baltimore artystę, który nazywa się Brian Daniloski i związany jest z takimi projektami jak: Meatjack, Trephine & Suckpig. Album Eternal Jewel jest drugim pełnometrażowym wydawnictwem, wydany został przez wytwórnię Public Guilt. Poprzedni album Ecdysis ukazał się w 2006 roku nakładem At The Loss Records.
Na Eternal Jewel składa się piec kompozycji, które krążą wokół minimalizmu, psychodelii, i pięknej, depresyjnej muzyki. Wręcz idealna płyta na moją ulubiona porę roku. I tak jak za oknem potrafi być zimni, mgliście, deszczowo i posępnie – tak samo jest na tej płycie. Bazując na pogłosach, slide-guitar, czy w końcu amplach, przy użyciu podstawowego instrumentu, jakim jest gitara barytonowa (a więc sama z siebie dość nisko osadzona) Brian Daniloski wprowadza nas do swojego tajemniczego świata. Jeśli chcemy z nim podążyć, powinniśmy wysłuchać tej płyty w samotności, najlepiej w pustym mieszkaniu, bez żadnych dodatkowych dźwięków. Muzyka troszeczkę zbliżona do dokonań MONO czy Aidana Bakera, ale pojawiają się tez dziwne, ledwo wyczuwalne konotacje muzyki z połowy dwudziestego wieku z wpływami The Melvins, Legendary Pink Dots czy bardzo wczesnego Pink Floyd. Eksperymenty z psychodelią, metalem, awangardą, podlane lekko domowym sosem – zaiste dziwna kombinacja.
Pierwszy utwór kojarzy mi się z mocnym metalowym intro, jakie znaleźć można chociażby na albumach My Dying Bride czy Lamb Of God. Ale to tylko malutki wstęp, potem rozpoczyna się Noc Czarnych Agentów – naprawdę warto sprawdzić czy drzwi i okna są zamknięte, przez rozpoczęciem obcowania z tym utworem. Dronujące, posępne dźwięki, których nie sposób zapomnieć (tak jak wciąż powraca Briana Eno Apollo Atmosphere). Narastające zagęszczenie faktur rytmicznych, okręgów, cofnięć, poprawek, powrotów. Doskonałość. Następujące po nim dwa utwory są wprawdzie krótsze, ale w niczym nie ustępują mu miejsca. Tematyka ich jest lekko odmienna, dzięki czemu płyta się nie nudzi. Zwłaszcza przedostatniego utworu, który jest dla mnie zbliżony do The Drop (Briana Eno)… I jeszcze ta niepokojąca, wszędobylska, barytonowa gitara. W połowie utworu poza kilkunastoma warstwami faktur muzycznego podkładu pojawiają się dwie, nie… trzy fantastyczne ciężkie solówki, które jeszcze bardziej nas przygniatają.
Zdecydowanie polecam dla wszystkich eksperymentatorów i poszukiwaczy nowych, niezapomnianych dźwięków.