ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Marillion ─ Mirrors w serwisie ArtRock.pl

Marillion — Mirrors

 
wydawnictwo: Racket Records 2006
 
Disc 1 1. Born to Run
2. A Collection
3. Now She'll Never Know
4. The Space
5. Brave
6. Faith
7. One Fine Day
8. House Disc 2 1. Enlightened
2. Estonia
3. After Me
4. When I Meet God
5. A Few Words for the Dead
6. Made Again
 
Całkowity czas: 86:34
skład:
Steve Hogarth – voc. , guitar, keyboards / Steve Rothery – guitar / Pete Trewavas – bass, guitar, voc. / Mark Kelly – keyboards / Ian Mosley – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,4
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,7
Arcydzieło.
,11

Łącznie 24, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
04.10.2008
(Recenzent)

Marillion — Mirrors

Byłem na wielu koncertach Marillion. I w niejednej dyskusji o tym, co powinni, a czego nie powinni zagrać uczestniczyłem. Różnie się zdania zazwyczaj kształtowały. Byli tacy, co to chcieli odegrania przez Marillion na koncercie całego Misplaced Childhood. No nie wiem, może … Byli także i tacy, którym marzył się pełen występ z materiałem z Brave. Eeeeee, no raz już to przeżyłem i żeby tak więcej – to ja dziękuję. Generalnie – zazwyczaj moje oczekiwania rozjeżdżały się z oczekiwaniami większości, więc na koncertach mogłem się spodziewać, że będę zadowolony tak w połowie.

Z płytami koncertowymi jest podobnie. Marillion poprzez swoją stronę internetową oferują zapisy różnych koncertów – jest w czym wybierać. Oczekując zatem na Happiness Is The Road, której premiera już wkrótce, postanowiłem i ja rzucić uchem, co też oni tam mają.

Mirrors. Dwupłytowy album, będący zapisem sobotniej nocy podczas tradycyjnego Marillion Weekend w marcu 2005 roku. Żeby było zabawniej, wydano ten koncert na 2 odrębnych albumach: właśnie omawiany przeze mnie dwupłytowy Mirrors oraz jednopłytowe wydawnictwo Smoke.

Alleluja dla tego, co wybierał nagrania! Na Mirrors znalazły się bowiem nagrania, których zawsze chciałem w wersjach live posłuchać. No może nie wszystkie (niestety oni prawie zawsze grają tę Estonię) – ale w każdym razie znaczną większość! Natomiast – gdyby ktokolwiek chciał mnie ukarać – może zmusić mnie do słuchania płyty Smoke. To po prostu album z prawie wszystkimi mega-znienawidzonymi przeze mnie kawałkami Marillion! Ale… przecież ja tu nie o Smoke na szczęście.

Wracając do Mirrors: płyta pierwsza zaczyna się od cudownego bluesa Born To Run. Dla mnie to właściwie jedyne słuchalne nagranie z albumu Radiation. Zaczyna się delikatnie, wchodzi gitara Rothery’ego i miękną mi kolana. Cudo! Jedyna wada – chciałoby się, aby tak grali z pół godziny co najmniej. Zaraz po nim – delikatność w każdym calu: ballada akustyczna A Collection. Wszystko mi tu odpowiada. I łagodny śpiew Hogartha, i taka muskana od niechcenia gitara. Znakomicie, że przypomnieli to nagranie po latach. A gdyby komuś było mało – dostaje od razu poprawkę z liryki: Now She’ll Never Know w wersji tak romantycznej, że świece na kominku z wrażenia same się zapalają.

A przecież to nie wszystko. Dla miłośników odmiennych aranżacji – do których zresztą się zaliczam, oczekując, że artysta/ści nie będzie/dą odgrywać wszystkiego w wersjach znanych z płyt studyjnych – Marillion prezentuje bluesowo zaaranżowane The Space. Nosz po prostu maestria! Po to przecież chodzimy na koncerty. By posłuchać, że muzyka żyje, że nie grają jej komputery, tylko ludzie tworzą ją ciągle od nowa i od nowa. Polecam. Każdy fan dobrej muzyki powinien posłuchać, jak zmieniło się The Space w stosunku do oryginału.
Dalej – miłośnicy płyty Brave również będą zadowoleni. Utwór tytułowy oraz Made Again na zakończenie drugiej płyty idealnie wpasowały się w nastrój albumu i nawet taki malkontent, jak ja musi przyznać, że słucha się ich z przyjemnością.  A gdy po Brave zespół gra Faith, robi się prawie mistycznie. Kwiląca gitara Rothery’ego, plus delikatna gra Pete Trewavasa na akustycznej gitarze robi niesamowite wrażenie. I całe szczęście, że zagrany zaraz po Faith utwór One Fine Day przyjemnie kontynuuje celebrowanie tego miłego nastroju, w jaki zostaliśmy wprowadzeni wcześniejszymi nagraniami. Zaś solo gitarowe naszego ulubionego gitarzysty jest po prostu niesamowite.

Cóż jeszcze? When I Meet God, jak zwykle czarujące linią melodyczną i tymi wszystkimi smaczkami aranżacyjnymi. Znakmite After Me. Dobrze zagrane Enlightened, przyzwoite   A Few Words For The Dead.  I wreszcie najważniejsze dla mnie nagranie na płycie.

House. To jest utwór, za który wybaczyłem Marillion nagranie płyty “.com” (no, jeszcze jest tam Interior Lulu, ale to House jest tym, co tygrysy lubią najbardziej). Absolutny killer. Uwielbiam ten utwór (Mark Kelly jest zdaje się przeciwnego zdania – ciekawe, jak zmusili go do grania tego na scenie J). A wersja koncertowa jest po prostu piękna. Absolutnie, porywająco, bezwzględnie piękna.

I tyle.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.