ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Ephrat ─ No One's Words w serwisie ArtRock.pl

Ephrat — No One's Words

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2008
dystrybucja: Mystic
 
1. The Show [10:31]
2. Haze [7:12]
3. Better Than Anything [8:26]
4. Blocked [4:55]
5. The Sum Of Damage Done [9:36]
6. Real [18:58]
 
Całkowity czas: 59:41
skład:
Lior Seker – vocals / Omer Ephrat - guitars, keyboards, flute / Gili Rosenberg – bass / Tomer Z – drums / Guests: Daniel Gildenlow – vocals / Petronella Nettermalm - vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,1

Łącznie 13, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
03.10.2008
(Recenzent)

Ephrat — No One's Words

Tandem kapeli rodem z Izraela i wytwórni Inside Out zdaje się wszystko wyjaśniać. Też tak myślicie? Otóż nie tym razem! Zaskoczeni? Ja troszeczkę byłem. Spodziewałem się progresywnego zespołu (wiadomo – najbardziej znana z takich klimatów wytwórnia w Europie) z dużą ilością muzycznych orientalizmów (też wiadomo – siedzibą jest ojczyzna potomków króla Dawida). A co otrzymałem? No z pewnością nie to, co dał mariaż wspomnianych we wstępie podmiotów, w postaci recenzowanego przeze mnie albumu Amaseffer. Nie znajdziecie tu wiele także z innej znanej formacji izraelskiej, Orphaned Land. Jak wiemy, obie grupy silnie wykorzystują muzykę etniczną kręgu cywilizacyjnego, z którego się wywodzą. 

Omar Ephrat, twórca całego przedsięwzięcia, idzie nieco innym szlakiem. Spokojnie – od korzeni się nie odcina, jednak nie jest ich wcale aż tak dużo. W otwierającym, niemalże jedenastominutowym „The Show”, dopiero w drugiej części, gdy kompozycja się uspokaja, otrzymujemy „wschodnią” gitarę, flet i etniczne, plemienne bębny. Flet powraca jeszcze w pięknej formie na początku „Better Than Anything”, w którym mamy jeszcze wrzucone między riffy wschodnie ozdobniki i… to praktycznie cała „orientalność” wyłożona na tacy. Okej, jest jeszcze coś z ducha Wschodu w melodyce niektórych gitarowych partii ale nie one definiują styl tej płyty. Płyty na wskroś nowoczesnej, silnie korzystającej z tradycji rocka europejskiego i amerykańskiego zarazem. Led Zeppelin, Deep Purple, King Crimson – oto, czego uważny słuchacz może się doszukać w dźwiękach płynących z „No One’s Words”. Progmetalowiec też odkryje znajome sobie rozwiązania, a wokalne patenty przywołają… The Beatles.

Daleki jestem od nazywania tej muzyki rockiem progresywnym w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Bo to przede wszystkim muzyka bardzo gitarowa, oparta o ciężki, niekiedy metalowy riff („The Show”). Faktycznie, jest tu kilka niespodzianek jakby z innej bajki. I w tym raczej należałoby doszukiwać się jej progresywności. No bo posłuchajmy drugiego „Haze”. Jego pierwsza część jest… trip-hopowa. Udzielająca się wokalnie w tym utworze Petronella Nettermalm z Paatos, swoim głosem zbliża nas do Portishead, przy którym tuż obok czai się Bjork. Żeby było ciekawiej, pod koniec tego siedmiominutowego „drobiażdżka” otwiera się scena z „Teatru Marzeń”, a na niej robi się z lekka karmazynowo! Dla porządku dodam tylko, iż w „The Sum Of Damage Done” także otrzemy się o triphopowe pomysły. W muzyce Ephrat słychać również wpływy Porcupine Tree. Nie powinno to dziwić, gdyż album miksował Steven Wilson. Zresztą zabawy z modyfikowaniem wokalu nawiązują do rozwiązań, które możemy odnaleźć na płytach jeżozwierzy. W „The Sun Of Damage Done” słyszymy ponadto Daniela Gildenlow’a z Pain Of Salvation. Jego charakterystyczna barwa głosu kieruje nas ku dokonaniom szwedzkich progmetalowców, choć raczej z okolic eksperymentalnego „Be”. Zaskakuje „Real” – najbardziej eklektyczna rzecz na „No One’s Words”. W tej 19 – minutowej suicie natkniemy się bowiem i na akustyczną gitarę, prawie punkową jazdę, wygenerowaną sekcję dętą a na koniec prawdziwe artrockowe zwieńczenie.

Płyta do „wchodzących” od pierwszego odsłuchu nie należy i raczej nie powinno się jej odpalać przy porannych porządkach. Dość powiedzieć, że najsympatyczniej brzmi „Blocked” – jedyny instrumentalny kawałek w zestawie, z fajnym gitarowym tematem. To dobra dawka mocnego grania z inteligentnymi dodatkami. Myślę, że warto się skusić.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.