ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu World of Silence ─ Mindscapes w serwisie ArtRock.pl

World of Silence — Mindscapes

 
wydawnictwo: Black Mark Production 1998
 
1.Four Seasons-6:29
2.Times To Come-9:10
3.Alone-5:47
4.In Search-7:21
5.Still All Is Silent-6:43
6.Daze-7:52
 
Całkowity czas: 43:24
skład:
Mathias Sandquist-voc / Mikael Dahlquist-git / Fredric Danielsson-bas / Thomas Heder - key / Bruno Andersen-dr / Henrik Lindstrom-violin / Anna Lindholm-backing voc
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
09.08.2002
(Recenzent)

World of Silence — Mindscapes

Minęły dwa lata i ambitni Szwedzi z World Of Silence proponują nam następcę swego świetnego debiutu w postaci kolejnego albumu - Mindscapes. Muzyka utrzymana jest w podobnym tonie, niemniej nie mogę napisać, iż dzieło to stanowi naturalny krok w rozwoju muzycznej wizji tudzież warsztatu grupy. Z drugiej jednak strony wcale nie jest źle, a nawet wręcz przeciwnie - komu podoba się Window Of Heaven ten z kolejnego krążka powinien być nader zadowolony. Musi po prostu zapomnieć o jakiejś szczególnej ewolucji, a nastawić się raczej na kontynuację poszukiwań. Zresztą fani Thresholdu czy Ice Age na żadne wielkie ewolucje nastawieni pewnie nie są doceniając przede wszystkim niewielkie szlifowanie raz urobionego, w ich pojęciu, diamentu.

Four Seasons rozpoczyna się fajnie narastającym perkusyjnym rytmem i powiem Wam, że w całokształcie płyty to właśnie Bruno Andresen gra najbardziej technicznie i porywająco ze wszystkich muzyków. Po spokojnej zwrotce wchodzi refren wręcz arcynahalnie kojarzący się z pomysłami Thresholdu z okresu McDermotta, dobrze, że to tylko jeden kawałek, choć i tak jak najbardziej do posłuchania. Times To Come zaskakuje i porusza pięknymi pląsami elektrycznej gitary (czasami tak otwierał swe kompozycje AC/DC, by później przejść w naturalne dla nich hard-rock-and-rollowe-powtarzane-z-uporem-maniaka- szaleństwo). World Of Silence gra oczywiście inaczej, znów napotkamy potężne Thresholdowe riffy, fragmenty czy-to-jeszcze-śpiewania-czy-to-już -ryku, ale i na znakomite zadumane wyciszenia. Chłopcy są naprawdę dobrzy w dynamicznych zawirowaniach stanowiących w końcu kwintesencję PROGmetalu. Kontrasty, kontrasty i jeszcze raz kontrasty - tak gra World Of Silence. Alone stanowi bardzo udaną neoprogową piosenkę z ładnie wybrzmiewającą gitarą akustyczną i prostym, a jakże chwytającym za serce solem klawiszowym - Brudasowe cybernetyczne granie na tym tle to szlifierka precyzyjna bez odrobiny duszy. No a jako następny wchodzi In Search - mój absolutny faworyt płyty głównie dlatego, że kompletnie nie wiem jak ten utwór Wam opisać. Jest tam tyle bogactwa i piękna, tyle przestrzeni i pożywki dla marzeń, że wszelkie "głęboko penetrujące analizy" mogą sobie iść do domu i nie zatruwać nam czystego, nieskażonego żadnymi porównaniami odbioru. Czasami to recenzenckie zamiłowanie wychodzi mi bokiem i dlatego dam słuchaczowi radę następującą: wsłuchaj się słuchaczu w czyste piękno i nie myśl o niczym innym, wsłuchaj się na ten przykład w skrzypcowe zagrywki pana Linstorma, w gitarę pana Danlquista, w głos pana Sandquista, a nic już nie będzie takie samo jak przedtem. Świat na chwilę zastygł w miejscu, a ta chwila jest nasza i taką na zawsze pozostanie. Chwilo trwaj - jesteś taka piękna. Siedem minut i sekund dziewiętnaście szybko jednak się kończy - powracamy do świata fizycznych bytów bo nasz odlot należy już do pieśni przeszłości. Pobujaliśmy w obłokach i czas wrócić na ziemię. Na szczęście przed nami jeszcze dwie kompozycje. Still All Is Silent to bynajmniej nie cisza, ale ładniutka, dość spokojna i podniosła kompozycja, gdzie Anna Lindholm bardzo fajnie uzupełnia wokal Mathiasa, zaś wpływy gitarowego, zadumanego, melancholijnego neoproga aż piszczą. Skoro była mowa o kontrastach to Daze wchodzi dość mocnym uderzeniem rychło przechodzącym w porywającą gitarową melodię. Znów ciężkie riffy i przestrzenne klawisze, znów trochę nawiązań - tym razem bardziej może, fragmentami, do Dreamscape niż Ice Age, ale przecież to tylko uwaga jajogłowego recenzenta, którą można sobie podarować na rzecz radości z odsłuchu. Kolejne riffy na powrót znów pachną twórczością Threshold i tym samym koło się zamyka. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Za życia swojego lśniłeś jednak jak szalony diament.

Trochę w całości albumu brakuje mi odjechanych, aranżacyjnych smaczków rodem z debiutu. Oceniając płytę stawiam oczko niżej niż w przypadku Window Of Heaven - i ze względu na powyższe stwierdzenie i ze względu na brak zauważalnego wyjścia poza zastaną manierę. Niemniej i tak jest zacnie - Threshold z McDermottem może się uczyć.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.