Już dawno tak wiele poświęconego czasu nie urodziło tak niewielu słów. Powód jest prosty: po dokładnym przestudiowaniu albumu nie miałem pojęcia, co właściwie przekazać czytelnikom, żeby nie popaść w egzaltację i banał ani nie zniechęcić suchym opisem. W dodatku rzetelnie omówić muzykę, której twórca woli patrzeć w przeszłość niż w przyszłość, a mimo to absolutnie niekonwencjonalną. W zasadzie – nadal nie wiem. Wiem jednak z całą pewnością, że w zupełnie niespodziewanym miejscu powstała perełka.
Чужой Небесный Город (Czużoj Nebesnyj Gorod) nie jest materiałem nowym, a jedynie wprowadzeniem starych nagrań do oficjalnego obiegu. Wcześniej dwukrotnie, w latach 2002 i 2005, publikowano je na dysku cd-r. Trudno też nazwać krążek debiutem – jeszcze przed Niebiańskim Miastem pojawiły się dwie płytki wypuszczone na rynek własnym sumptem, a spora część utworów znalazła miejsce także na zeszłorocznym wydaniu Странное Завтра (Strannoje Zawtra) / Strange Tomorrow. I w nim, które zasłużyło sobie nawet na angielski tytuł, dopatrywałbym się już bezdyskusyjnie pełnoprawnego albumu Złych Lalek.
Siłą napędową i jedynym stałym członkiem zespołu jest Fred Adra – wokalista, samorodny instrumentalista, tekściarz, pisarz (zdobywca renomowanej rosyjskiej nagrody dla twórców literatury dziecięcej). Wyemigrował do Izraela w czasach Związku Sowieckiego; Злые Куклы mieszkają i tworzą w Jerozolimie. Ich styl trudno precyzyjnie określić – w uproszczeniu oscyluje wokół neofolku, prog rocka i gotyku. Problem z klasyfikacją wynika nie tyle z bezsprzecznego muzycznego eklektyzmu, ile z poruszania się po spójnym, ale spornym terytorium. Adra przyznaje się do szerokiego wachlarza inspiracji i artystów podziwianych – przy okazji którejś z poprzednich porcji dźwięków dziękował Pink Floyd, King Crimson i Jethro Tull, kłaniał się Eno, Bowiemu i Sylvianowi, lecz również Current 93, NON czy Einstürzende Neubauten. Gdy dodać do tego Kraftwerk, Das Ich albo Janus, powstaje lista nie tylko długa, ale i rozległa gatunkowo. Tymczasem spośród ukochanych przez izraelskiego muzyka twórców najbliżej mu chyba do równie często wspominanych Legendary Pink Dots. Co nie znaczy, że blisko; z Różowymi Kropkami łączy go raczej psychodeliczno-gotycki szlif utworów, teatralność wokaliz i ogólna atmosfera niż konkretne rozwiązania. W warstwie instrumentalnej Nebesnyj Gorod opiera się na trzech filarach. Pierwszym z nich, pewnego rodzaju bazą, do której dokładane są kolejne cegiełki, są względnie nieskomplikowane partie gitary akustycznej. Pozwalają one wyobrazić sobie kompozycje w wersji minimalnej; Adrę w roli ulicznego barda, szarpiącego samotnie struny. Drugi to różnego rodzaju klawisze, przenoszące nas mniej więcej dwie, dwie i pół dekady wstecz, jawiące się jako główny kreator niepokojącego nastroju. Trzeci, na który zwraca się uwagę stosunkowo najpóźniej, to porywające partie skrzypiec. Uzupełnione basem i niekiedy spychaną na drugi plan perkusją, a nawet obojem, składają się na muzykę gęstą i dopracowaną. Tym bardziej trudno uwierzyć, że projekt, nazwany tytułem jednego z pierwszych utworów Freda, powstał w ramach żartu, a nie – poważnego przedsięwzięcia. Artysta, zmieniając repertuar, pozostał przy starym mianie.
Archaiczne brzmienie, bliższe końcowi lat 60. niż początkom XXI wieku, podkreśla atmosferę tajemniczości i dość mroczny, baśniowy klimat. Dramatyczny charakter muzyki wzmożony jest przez różnorodne wokalizy lidera (oraz towarzyszących mu pań), który szepcze, warczy, zazwyczaj jednak śpiewa czysto, manipulując tylko intonacją i wysokością głosu; niczym łagodniejszy, pogodzony z życiem Mr. Doctor, samozwańczy man of 1000 voices, prowadzi dialogi sam ze sobą. Wszystkie teksty napisano w naturalnie miękkim języku rosyjskim i trudno wyobrazić sobie te numery w angielskim wydaniu. Ciekaw jestem, jak Zlye Kukly zabrzmiałyby po niemiecku (nieuchronne skojarzenia z Lacrimosą) – niewykluczone, że kiedyś uda się to sprawdzić, Adra bowiem zafascynowany jest tamtejszą sceną.
Dodatkowym smaczkiem jest okładka, która po rozłożeniu zamienia się w wycinek starego, miejskiego planu. Dzięki kilku podpisanym osiedlom, ulicom i rzece, badawcze oko rozpozna Berlin sprzed lat. Górujący nad grafiką herb jest już jedynie tworem wyobraźni artysty. W rogach i po drugiej stronie mapy umieszczono teksty, każdy zapisany inaczej stylizowaną grażdanką, każdy otoczony dawką mniej lub bardziej powiązanych z treścią rycin. Skromne, lecz wpisujące się w koncept całości uzupełnienie muzyki.
Intrygująca, magiczna płyta dla niedziecinnych słuchaczy mających w sobie trochę dziecięcej wrażliwości.