ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Cirrha Niva ─ Liaison De La Morte w serwisie ArtRock.pl

Cirrha Niva — Liaison De La Morte

 
wydawnictwo: Parnassus Rec. 2001
 
1.October 31st 2:54
2.Nightwish 8:05
3.Le Parade 7:58
4.Nostalgia 10:45
5.Melancolique 9:52
6.Echoes 7:48
7.The Beginning Of... 4:24
 
Całkowity czas: 51:46
skład:
Arnold Kloek – vocals/ Liselotte Hegt – bass, vocals/ Rob Willemse – guitars, midi/ Peter Vennema - guitar, midi/ Tommy White - drums and percussion/ Wilbert Van Den Broek - keyboards, midi, sequencer chór: Angela van den Tillaart - Contralto Carin Bruggeman - Soprano Daan Cuppen - Baritone Kristoffer Gildenlöw - Double bass, choir Daniel Gildenlöw Choir, screams Johan Langell - Choir Frederik Hermansson - Choir, screams
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
21.07.2002
(Recenzent)

Cirrha Niva — Liaison De La Morte

„Prog-metalowa rock-opera z gościnnym udziałem członków Pain Of Salvation” – przyznacie chyba, że tak sformułowane hasło reklamowe krążka formacji Cirrha Niva robi piorunujące wrażenie… Na mnie podziałało, jak przysłowiowy lep na muchy i bardzo wiele obiecywałem sobie po tej płycie Holendrów. Myliłby się jednak ten, kto by pomyślał, że jest to debiutancki album grupy, bowiem Cirrha Niva istnieje już od 1993 roku i ma na swoim koncie kilka wydawnictw, w tym pełno-wymiarowy krążek „The Mirror World Dimension” (1997) i mini-album „Enter The Future Exit” (1999). Ich najnowsza płyta ma natomiast wszelkie podstawy by stać się przełomową w historii zespołu, tym bardziej, że nie jest to zwykły album…

„Liaison De La Morte” to bowiem autorski koncept, bazujący na mrocznej historii pióra Rob’a Willemse, gitarzysty grupy. Koncept, który dzięki pomocy holenderskiego rządu i licznych sponsorów, na koncertach zespołu przeradza się w prawdziwy, teatralny spektakl z pełną scenografią, choreografią, kostiumami, charakteryzacją, światłami, itd., itp.… Tak więc to, co słyszymy na płycie kompaktowej jest jedynie namiastką znacznie obszerniejszej artystycznej wizji, na tyle jednak interesującą, że warto poświęcić jej tutaj trochę miejsca.

Muzykę zawartą na tym krążku niby rzeczywiście można określić jako prog-metal, jednak bardzo specyficzny i oryginalny, bowiem nie dość, że utrzymany głównie w średnich tempach, to jeszcze mało ciężki i prawie całkowicie pozbawiony wirtuozerskich popisów solowych i ultra-technicznych zagrywek, z jakich gatunek ten przecież słynie… Ich brak rekompensują jednak często zmieniające się muzyczne motywy, eklektyczność i frapująca atmosfera krążka, dzięki czemu materiał ten nie wieje nudą i jednostajnością. Bardzo dużą rolę odgrywają wokale, których teatralność i pewna doza zmanierowania mogą co poniektórych drażnić, myślę jednak, że dobrze oddają klimat płyty (tak muzyczny, jak i tekstowy) i nadają jej odpowiedniej wyrazistości. Sama budowa harmonii wokalnych jest zresztą niezwykle ciekawa, oprócz śpiewu znajdziemy tu także całe spektrum innych środków ekspresji, takich jak: krzyki, szepty, jęki, itp. Zresztą równie bogata i eklektyczna jest muzyka, mieszając w sobie elementy gotyku, prog-rocka, metalu i psychodelii, a momentami „odjeżdżając” w zupełnie niespodziewane rejony, pojawiają się bowiem quasi-jazzowe wstawki, czy groteskowe, stylizowane na wodewil, akordeonowe melodie. Dzięki temu zespołowi udaje się wykreować naprawdę unikalną atmosferę, gdzieś na przecięciu progresji, metalu i gotyku, która doskonale oddaje nastrój opowieści – pełen niepokoju, mroku i opętania… Jeśli chodzi o skojarzenia, to muzycznie przychodzą mi na myśl takie nazwy, jak: Green Carnation, lub In The Woods… z okresu „Omnio”, natomiast pod względem atmosfery krążek ten przypomina mi „La Masquerade Infernale” Arcturus, czy dokonania Devil Doll. Jak więc widać jest to dzieło oryginalne i eklektyczne, co można jedynie zapisać na plus zespołu. Tym bardziej, że inspiracje dokonaniami Pain Of Salvation, do których sami członkowie się przyznają, nie są aż tak wyraźnie słyszalne.

Nie wszystko jednak na tej płycie mi się podoba. Momentami mam wrażenie, że zespołowi brakuje trochę ogrania i dojrzałości, a rozmach i śmiałość artystycznej wizji nieco przerosły umiejętności kompozytorskie i instrumentalne członków grupy. „Liaison De La Morte” brakuje bowiem przede wszystkim umiejętnie budowanego napięcia i dramaturgii: w pewnych chwilach materiał ten jest trochę zbyt jednostajny i za mało urozmaicony, w innych całość sprawia wrażenie nieco chaotycznego. Sporym mankamentem płyty jest także jej mało klarowne brzmienie. Czasami dźwięki po prostu zlewają się w jedną całość, przez co muzyka dość traci na swej sile. Do tego, jak na rock-operę, trochę zbyt mała tu różnorodność głosów, a niektóre rozwiązania po prostu do mnie nie przemawiają, wciąż jednak przewaga argumentów „za” jest przytłaczająca …

W przypadku takich właśnie konceptów zawsze bowiem zwracam dodatkowo uwagę na to, czy zespołowi udało się wykreować za pomocą dźwięków własny, odrębny świat. Cirrha Niva ta arcytrudna sztuka udała się znakomicie, bowiem „Liaison De La Morte” niemal żyje własnym życiem i za to należą się zespołowi największe słowa uznania. Niewątpliwie brawa należą się także za odwagę realizacji tak ambitnego przedsięwzięcia, za oryginalność i unikalną atmosferę oraz, po prostu, za dobrą płytę. Gdyby nie słabe brzmienie, niedopracowanie niektórych szczegółów i brak odpowiedniej promocji, to wierzę, że krążek ten mocno zamieszałby na muzycznej scenie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.